Poseł Stanisław Głębocki (Partia Ludowo-Demokratyczna) stanął wczoraj oko w oko ze swoją byłą pracownicą, która domaga się od niego zaległego wynagrodzenia. Przez dłuższy czas parlamentarzysta unikał bezpośredniej konfrontacji.
Poseł zjawił się w Sądzie Rejonowym w Lublinie ze swoim prawnikiem. Obecność Głębockiego do końca stała pod znakiem zapytania. Na poprzedniej rozprawie posła
nie było. Nie dostarczył też żądanych dokumentów,
za co został ukarany grzywną w wysokości 700 zł. Z kolei w ubiegłym tygodniu nie przyszedł na rozprawę, na której odpowiada za niepłacenie alimentów.
Nie udało mu się doręczyć wezwania.
Proces w sądzie pracy wytoczyła posłowi była pracownica, która przez ponad rok, do końca 2001 roku, była zatrudniona w jego w sklepach jako ekspedientka. Głębocki przyznał wczoraj, że jest winien kobiecie pieniądze z tytułu zaległych poborów, urlopu i odprawy. Z jego wyliczeń wynika jednak, że jest to tylko niecałe
900 zł. A pracownica domaga się 20 tys. zł.
Podczas wczorajszej rozprawy poseł mówił, że sklep był czynny od godziny 7 do 14 bądź 16. Pracowały w nim na zmiany dwie sprzedawczynie. Pracownicę, która wytoczyła mu proces, zatrudniał przeważnie na półetat i pracowała ona tylko po 3–4 godziny dziennie – argumentował poseł.
– Roszczenia powódki oparte są na kłamstwach i oszczerstwach – przekonywał.
Sąd przesłuchał kilku świadków wezwanych na wniosek posła. Na następnej rozprawie będą przesłuchiwani świadkowie pracownicy. (er)