Taksówkarz wiózł córkę pana Stanisława z ul. Narutowicza na dworzec PKS przez ul. Głęboką i al. Solidarności – dłuższą i droższą trasą niż powinien. Został ukarany, bo pan Stanisław złożył skargę w korporacji.
Pod koniec sierpnia jego córka jechała taksówką na dworzec PKS przy al. Tysiąclecia. – Córka na co dzień mieszka za granicą. Miała lecieć z Rzeszowa samolotem, a do Rzeszowa dojechać busem, w którym miała już zaklepane miejsce – opowiada. – Zamówiliśmy taksówkę w Radio Taxi Czwórki. Z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby bez problemu zdążyła na busa.
Kierowca, zamiast wybrać najkrótszą trasę z Narutowicza – przez ul. Bernardyńską, Wyszyńskiego i Lubartowską, pojechał ul. Głęboką i al. Solidarności. Tam taksówka utknęła w korku, bo ulica od kilku miesięcy jest remontowana. – Przyjechali na dworzec tuż przed odjazdem busa – podkreśla pan Stanisław. – Przez taksówkarza wszyscy musieliśmy się, zupełnie niepotrzebnie, najeść nerwów.
Mało tego. – Pokonywałem tą trasę taksówką wiele razy. Za każdym razem płaciłem za kurs ok. 9-10 zł – mówi nasz Czytelnik. – Tym razem musiałem zapłacić 21 zł.
Pan Stanisław złożył w centrali Czwórek oficjalną skargę. – Sprawa została rozpatrzona przez sąd koleżeński – mówi Krzysztof Krupski, wiceprezes korporacji. – Kierowca został dotkliwie ukarany (Jak? Tego prezes nie zdradza – red.). Nie tylko za ten przypadek, ale za całokształt działalności, bo miał też na koncie inne wybryki.
– Zwrócimy klientowi pieniądze, które musiał dodatkowo zapłacić, razem z przeprosinami – zapowiada Krupski. – Takie rzeczy nie mogą się zdarzać. Kierowca taksówki musi jechać najkrótszą i najszybszą trasą.
Podobne przypadki zdarzają się częściej. – Chciałam przejechać taksówką z placu Litewskiego na Al. Racławickie – opowiada pani Anna. – Lało jak z cebra, więc wsiadłam do jedynej taksówki, jaka stała w centrum. Kierowca za kurs przez Krakowskie Przedmieście i Al. Racławickie, pod liceum im. Staszica, zażyczył sobie aż 25 zł. To zwyczajne zdzierstwo, bo zwykle płaciłam ok. 10 zł.
– Do nas zgłosił się kiedyś klient, który za krótki odcinek musiał zapłacić aż 40 zł – usłyszeliśmy z kolei w biurze Miejskiego Rzecznika Konsumentów w Lublinie. – Na jego nieszczęście jechał taksówką niezrzeszoną w żadnej korporacji. Kierowcy tych aut mają swój cennik i mogą sobie życzyć nawet tysiąc zł za kilometr. Ich prawo.
– Ważne, żeby wsiadając do taksówki, zapytać o stawki. Zawsze możemy zrezygnować – radzą pracownicy biura. – A po kursie należy domagać się paragonu. Jeżeli zapłacimy więcej niż – naszym zdaniem – powinniśmy, paragon jest podstawą do domagania się zwrotu nienależnie pobranych pieniędzy.