Śledczy przez cały czas wyjaśniają, dlaczego spłonął barak w Muzeum na Majdanku i jeden z oddziałów lubelskiej Kliniki Dermatologii. Na razie znane są tylko koszty obu pożarów.
– To duża strata materialna, emocjonalna i historyczna – podkreśla Tomasz Kranz, dyrektor Muzeum Państwowego na Majdanku.
– Najbardziej prawdopodobną przyczyną było zwarcie instalacji elektrycznej – podała dyrekcja muzeum w specjalnym komunikacie. Czytamy w nim także, że zasilanie było wyłączone, a instalacja poddawana była na bieżąco niezbędnej kontroli.
Tymczasem, biegli i śledczy wyjaśniający sprawę wstępnie wykluczyli podpalenie i… zwarcie instalacji. Jak udało nam się dowiedzieć, na zapisach z monitoringu nie widać osób trzecich, a oględziny kabli nie wskazują na awarię instalacji. Mogło więc dojść do samozapłonu (wewnątrz budynku leżała papa z lepikiem do jej przyklejania, budynek nie był wietrzony, a z powodu upałów temperatura w środku mogła wynosić 60 stopni).
– Postępowanie wyjaśniające trwa – mówi Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Prokuratorzy czekają na opinię biegłych z zakresu pożarnictwa (ma być gotowa we wrześniu – red.), analizują też nagrania z monitoringu.
Nadal wyjaśniane są także przyczyny pożaru, do którego doszło tydzień później. 16 sierpnia spłonął jeden z bloków Kliniki Dermatologii, Wenerologii i Dermatologii Dziecięcej SPSK nr 1 na rogu ul. Radziwiłłowskiej i 3 Maja w Lublinie.
Śledczy przesłuchali świadków, pracowników szpitala i firmy remontującej budynek. Teraz analizują dokumentację techniczną i czekają na opinię inspekcji pracy (prokuratura zleciła inspekcji przeprowadzenie kontroli w firmie remontowej).
Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną pożaru mogła być nieostrożność robotników, którzy pracowali przy remoncie kliniki. Budowlańcy zgrzewali na dachu papę za pomocą palników. Łatwo palna konstrukcja dachu szybko zajęła się.
– Nieumyślne zaprószenie ognia wydaje się obecnie najbardziej prawdopodobną przyczyną pożaru – mówi prokurator Syk-Jankowska. – Ale na tym etapie śledztwa nie można wykluczyć także innych przyczyn.
Ogień strawił doszczętnie jedno skrzydło: magazyny i 15 łóżek szpitalnych. – Trwa wycena poniesionych strat – informuje Magdalena Mazur z SPSK nr 1. Nieoficjalnie mówi się, że te mogą sięgać nawet 8 mln zł. – Pacjenci są leczeni w innych klinikach, np. Klinice Chorób Wewnętrznych i Klinice Chorób Zakaźnych – wyjaśnia Mazur. Lekarze udzielają także pomocy w izbie przyjęć.