300 zł podwyżki, poprawy warunków pracy i zwiększenia zatrudnienia domagało się dziś około stu związkowców z "Sierpnia ‘80” przed lubelskim hipermarketem Tesco. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie udało im się sparaliżować pracy sklepu.
Związkowcy są wzburzeni, bo polski oddział Tesco chwali się jednymi z najlepszych wyników finansowych w Europie, a jednocześnie tłumaczy, że nie ma pieniędzy na podwyżki. Ostatnia, 3-procentowa, była w lipcu.
– Domagamy się 300 złotych podwyżki – mówi Elżbieta Fornalczyk, przewodnicząca WZZ w Tesco Polska. – Tym protestem chcemy pokazać, że sytuacja w Tesco nie jest tak różowa, jak malują ją władze firmy. Jedna osoba musi pracować na kasie, nosić worki w magazynie i pomagać na hali. Ludzie są wykończeni. Tesco musi zwiększyć zatrudnienie.
– Kasjerka w Krakowie dostaje 1700 zł – dodaje Wach. – U nas jak człowiek zarobi tysiąc, to ma się cieszyć.
Popołudniowa pikieta trwała kilkadziesiąt minut. Po godz. 16 protestujący ruszyli do Tesco na zakupy. Zapowiadali, że będą płacić 1-groszowymi monetami. Kolejki przy kasach miały pokazać braki w zatrudnieniu. Masowy paraliż się nie udał, bo zabrakło monet.
– Chociaż mają rację, to blokady mogliby sobie odpuścić – komentował Jerzy Lech, jeden z klientów. – Skoro firma świetnie sobie radzi, to powinni trochę podnieść pensje. To ciężka robota, więc wcale się tym kasjerkom nie dziwię.
Do protestujących nie wyszedł nikt z kierownictwa sklepu. W specjalnym oświadczeniu Tesco Polska stwierdza, że postulaty związkowców są niemożliwe do spełnienia. Solidarność zapowiada, że jeśli firma nie zmieni stanowiska, związkowcy zablokują sklepy przed Bożym Narodzeniem.
– Zrobimy wszystko, żeby sparaliżować pracę Tesco – zapowiada Wach. – Skoro nasze prośby i pikiety nic nie dają, trzeba przejść do bardziej radykalnych środków.
Protest ma objąć cały kraj. Pracownicy zapowiadają, że będą masowo brać urlopy i zwolnienia lekarskie.