Po czterech latach sąd doszedł do wniosku, że prezes Radia Lublin tylko żartował. I uniewinnił Mariusza Deckerta.
Do rozmowy, która zapoczątkowała sprawę doszło 17 czerwca 2004 roku w restauracji i przy piwie. Deckert (dziś prezes Radia Lublin) - wówczas szef kancelarii prezydenta Lublina Andrzeja Pruszkowskiego - spotkał się z prawicowym działaczem Arkadiuszem Robaczewskim.
Według jego słów, w trakcie spotkania padła korupcyjna propozycja. Za 100 tys. zł łapówki Robaczewski miał nakłonić radnego LPR Mieczysława Rybę, by nie sprzeciwiał się zmianom w planie zagospodarowania miasta. Zmiany były potrzebne kielecka firmie Echo Investment do wybudowania w Lublinie hipermarket.
- To było słowo przeciwko słowu - stwierdziła w uzasadnieniu wyroku sędzia Machel-Dzik. - Dlatego należało wnikliwie ocenić zeznania głównego świadka.
A te nie były konsekwentne. Robaczewski twierdził, że początkowo nie wiedział, jak odebrać słowa Deckerta. Dopiero po naradzie z innymi osobami uznał je za korupcyjną propozycję. Potem doszedł jednak do wniosku, że wypowiedź mogła być tylko żartem. Nie zachowywał się też jak ktoś, kto był świadkiem poważnego przestępstwa.
Sąd doszedł do wniosku, że stwierdzenie Deckerta o finansowym wsparciu Robaczewskiego rzeczywiście mogło być sarkazmem, a nie korupcyjna propozycją.
- Cieszę się z takiego wyroku, ale jestem zmęczony - stwierdził obecny na Sali rozpraw prezes Radia Lublin. - Oskarżenie było absurdalne i stworzyło niebezpieczny precedens, jak można kogoś "zlikwidować” publicznie rzucając oskarżenia, których potem nie można udowodnić.
Prokuratura nie wie jeszcze czy będzie się odwoływać od wyroku. Za pierwszym razem doprowadziła do skazania Deckerta, ale wyrok został uchylony.
- Od początku spodziewałem się takiego rozstrzygnięcia - komentuje Andrzej Pruszkowski (PiS), były prezydent Lublina. - Mariusz nie miał możliwości załatwienia czegokolwiek kieleckiej spółce. Przez to oskarżenie stracił mnóstwo nerwów, był pół roku bez pracy.
- Z wyrokami nie dyskutuję, mam nadzieję, że sprawiedliwości stało się zadość - stwierdza Andrzej Mańka, były poseł LPR i szef tej formacji na Lubelszczyźnie, który oskarżenia Robaczewskiegie uważał za wiarygodne.