Służbowe laptopy chce kupić miejskim radnym prezydent Lublina. Tłumaczy, że dzięki temu Ratusz oszczędzi na druku i wysyłce dokumentów.
A materiałów jest sporo. Przed każdą sesją radni dostają od prezydenta komplet projektów uchwał na papierze. To mniej lub bardziej obszerne dokumenty. Część zajmuje jedną stronę, ale np. projekt budżetu na przyszły rok ma 226 stron.
O pieniądze na przenośne komputery poprosił prezydenta przewodniczący Rady Miasta Piotr Kowalczyk. – Chodzi o oszczędności na druku, powielaniu i wysyłce dokumentów – wyjaśnia.
Jak duże oszczędności wchodzą w grę? – Nie liczyliśmy, ale na pewno będzie taniej – uważa Jacek Zarębski, dyrektor Biura Rady Miasta. A Kowalczyk opiera się na własnych wyliczeniach. – Druk i wysyłka kosztują kilkanaście tysięcy złotych rocznie i jeśli na komputery wydamy 40 tys. zł, to w cztery lata wydatek się zwróci – wyjaśnia.
– Wcale nie prosiłem o 100 tys. zł, coś jest tu źle zapisane. Nie chodzi o laptopy, tylko o tańsze netbooki, w sumie za 40 tys. zł. Taki sprzęt w zupełności wystarcza do czytania projektów uchwał. Kwota powinna być poprawiona – mówi Kowalczyk.
Chociaż radni mają pobierać projekty z Internetu, to żaden z ich służbowych komputerów nie będzie mieć wykupionego dostępu do sieci. – Bo praktycznie wszyscy mają Internet w domu – wyjaśnia Kowalczyk. Czy zatem radni nie mogą czytać projektów na prywatnych komputerach? – Proponowałem to w poprzedniej kadencji. Tylko jedna osoba zrezygnowała z papierowych druków.
Ze służbowymi komputerami ma być inaczej. Dostaną je tylko ci, którzy podpiszą oświadczenie, że od tej pory nie chcą projektów na papierze. Ale równie dobrze mogą odbierać tradycyjne projekty lub ściągać je na własny sprzęt.
– Nie jestem zdecydowanym zwolennikiem tego pomysłu, ale jeśli będzie trzeba, to się dostosuję – deklaruje Wojciech Krakowski, radny PO.
– Laptop już mam, prywatny, bardzo dobrze się sprawuje. Drugi nie jest mi potrzebny – mówi Sylwester Tułajew, przewodniczący klubu radnych PiS, ale pomysłu komentować nie chce. Komputera nie chce też sam przewodniczący, który twierdzi, że sprzętu nie weźmie jeszcze kilku innych radnych.
Laptopa nie chciał też Jacek Czerniak, radny sejmiku województwa, który uznał, że jest mu nieprzydatny. Tam również zakup tłumaczono koniecznością czytania dokumentów, a każdy z komputerów kosztował blisko 4,2 tys. zł. Laptopy rozdano w kwietniu.