Kilkanaście osób pikietowało dziś w rektoracie UMCS przeciwko kontrowersyjnym ich zdaniem zapisom zawartym w projekcie nowego statutu uczelni. O godz. 9 rozpoczęło się posiedzenie uniwersyteckiego senatu, na którym jego członkowie maja dyskutować nad przyjęciem dokumentu.
Uczestnicy pikiety mieli ze sobą transparenty z hasłami: "Samorządność, autonomia, kolegialność", "Demokratyczny uniwersytet" czy "Wolne wybory na UMCS". Przynieśli też kartki z napisem "Maria patrzy" czy przekreslonymi słowami: godność, równość, autonomia, kolegialność i uniwersytecki etos.
W ostatnich dniach do pracowników uniwersytetu trafił list otwarty, pod którym do tej pory podpisało się ok. 150 osób. Najwięcej wątpliwości budzą zapisy, według których rektor uczelni jednoosobowo będzie mógł decydować o obsadzie stanowisk dziekanów, dyrektorów instytutów i kierowników katedr.
- Sytuacja jest poważna, upada demokracja na UMCS. Nie możemy na to pozwolić. Nie chcemy, żeby cała władza była skupiona w jednych rękach, bez transparentności - przekonuje dr hab. Tomasz Kitliński, inicjator pikiety i adiunkt na Wydziale Filozofii i Socjologii. - Podstawą do wprowadzenia jest nowa ustawa o szkolnictwie wyższym, ale rektor poszedł o krok dalej. Bo ustawa tylko nakazuje takie rozwiązania, ale ich nie nakazuje.
- Przepisów, które są dziwne jest całe mnóstwo. Chociażby ten, że senat może odwołać członka wybranego w wyborach. To absurd - mówi z kolei prof. dr hab. Piotr Witek z Instytutu Historii.
- Statut pozbawia też przedstawicieli studentów udziału w pracach wszystkich możliwych ciał, jak rady wydziałów i instytutów. To wykluczenie tych, dla których się to robi - dodaje Maciej Wodziński, student filozofii.
Rektor UMCS prof. Stanisław Michałowski na razie nie chce komentować protestu pracowników i wątpliwości zawartych w liście otwartym. Na godz. 14.30 zwołał konferencję prasową, na której ma przedstawić szczegóły związane z nowym statutem uczelni.