Dantejskie sceny rozegrały się dziś wśród bloków na lubelskich Czubach. Policja siłą usunęła ludzi blokujących dojazd do budowy nadajnika telefonii komórkowej.
Mieszkańcy zablokowali dojazd betoniarkom, chodząc po przejściu dla pieszych. - Wiedząc o proteście przyjechaliśmy pilnować porządku, jeszcze zanim pojawił się tu ciężki sprzęt budowlany - mówi Magdalena Jędrejek z lubelskiej policji. Gdy atmosfera zaczęła się zagęszczać, przybyły policyjne posiłki. W sumie 27 radiowozów.
- Trzykrotnie wezwaliśmy ich do zejścia z drogi. A potem usunęliśmy siłą. Taką decyzję wydał komendant miejski policji - tłumaczy Jędrejek.
- Brali nas i rzucali na trawnik - ripostuje Henryka Słapczyńska, jedna z protestujących.
Ludzie nie dali za wygraną. Znowu zablokowali ulicę. Tym razem nie chcieli wypuścić ciężarówek z budowy. - Już ze dwadzieścia minut tak stoję. Dłużej musiałem czekać, żeby wjechać - mówi pan Dariusz, kierowca betoniarki. - Ale nie mam żalu do tych ludzi. To ich sprawa.
Mundurowi przez megafon poprosili ludzi, by zeszli z drogi. Apel nie poskutkował. Zwarty kordon policjantów zaczął spychać z drogi wrzeszczących w niebogłosy ludzi. - Strasznie boli mnie palec, chyba złamany - żali się Aneta Chocyk. Jeden z policjantów obiecał, że wezwie karetkę. - Nigdzie stąd nie pójdę. Muszę pilnować drogi.
Dwie ciężarówki wyjechały. Kolejne czekają na wjazd. - Stan wojenny!, ZOMO!, Gdzie prezydent! - skandują mieszkańcy. Teraz naciera na nich szpaler policjantów osłoniętych plastikowymi tarczami. - Na stadion Motoru z tą odwagą - krzyczy jeden z protestujących. Inny wpada pod nogi mundurowych: - Ratunku! Depczą! Kopią! - lamentuje. I znów mieszkańcy zepchnięci z drogi.
Budowa trwa, tymczasem Urząd Miasta i Urząd Wojewódzki nie mogą dojść do porozumienia, który z nich ma zająć się wnioskiem o jej wstrzymanie. Kto ma rozpatrzeć wniosek zdecyduje za ok. dwa miesiące Naczelny Sąd Administracyjny.