Już prawie 400 mieszkań komunalnych zajmują w Lublinie dzicy lokatorzy. To dane oficjalne, ale niekoniecznie pełne. – Sądy zwykle umarzają takie sprawy – twierdzi miasto. A ci, którzy zamiast przejąć pustostan latami czekają w kolejce na mieszkanie, są rozgoryczeni
W zastraszającym tempie przybywa dzikich lokatorów – alarmują nas Czytelnicy z ul. Lubartowskiej. – Tylko w jednej ze stojących tu miejskich kamienic spośród 25 zasiedlonych mieszkań aż 5 zostało zajętych samowolnie.
Tę sytuację z budynku przy Lubartowskiej 46 oficjalnie potwierdza sam Zarząd Nieruchomości Komunalnych. Dwa lokale zostały w ten sposób zajęte w zeszłym roku, w trzech dzicy lokatorzy są od roku 2014.
Urzędnicy z ZNK tłumaczą, że niewiele mogą zrobić. – W każdym tego rodzaju przypadku traktujemy to jako przestępstwo – informuje Łukasz Bilik z ZNK. I wskazuje na artykuł 193 Kodeksu karnego. Mówi on, że „kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia albo ogrodzonego terenu albo wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca takiego nie opuszcza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.
– O takich zdarzeniach powiadamiamy policję z wnioskiem o wszczęcie dochodzenia. Sprawy kierowane są również na drogę postępowania sądowego – zapewnia Bilik. Nie inaczej było w przypadku pięciu lokali z Lubartowskiej 46. – Co do dwóch przypadków mamy już wyroki sądowe o umorzeniu postępowania karnego wobec osób, które tego czynu się dopuściły – przyznaje.
W jednym z takich wyroków czytamy, że postępowanie umorzono „z uwagi na to, że wina i społeczna szkodliwość czynu nie są znaczące”. Trzy inne sprawy są jeszcze w toku.
Takich kamienic, jak ta, jest znacznie więcej. – Po jednej i drugiej stronie Lubartowskiej mieszkań zajętych w ten sposób jest bardzo dużo – twierdzą nasi Czytelnicy. A ulica ta jest tylko przysłowiowym wierzchołkiem góry lodowej. – Mieszkań zajętych samowolnie jest prawie 400 – potwierdza rzecznik ZNK. Kierowanie spraw do sądu niewiele daje. – Większość wyroków kończy się umorzeniem postępowania z uwagi na niską szkodliwość czynu.
Inaczej ta szkodliwość wygląda z perspektywy osób czekających w kolejce po mieszkanie komunalne. A czeka się na nie latami. – Skąd mają się brać mieszkania dla „kolejkowiczów” z małymi dziećmi gnieżdżącymi się z dziadkami? – pytają autorzy listu do naszej redakcji. Twierdzą, że w tej sytuacji lepiej mają ci, którzy samowolnie zajmują lokale, niż ci czekający zgodnie z prawem. Mają też żal do ZNK, że pobierając od dzikich lokatorów opłaty niejako sankcjonuje ich obecność. ZNK odpowiada, że o pobieraniu czynszu nie ma mowy, ale „odszkodowaniu za bezumowne korzystanie z lokalu”, które wynosi tyle samo, ile wynosiłby czynsz.