361 - to według lubelskiej skarbówki liczba nauczycieli, którzy udzielają uczniom korepetycji. Trudno w to uwierzyć, zważywszy że prawie do drugi rodzić posyła swoje dziecko na dodatkowe lekcje. A nauczycieli jest w naszym regionie... ponad 40 tysięcy.
- Jaka jest liczba wszystkich nauczycieli, którzy dają korepetycje, tego boimy się oszacować - mówi Alicja Kupczyńska, p.o. naczelnika Urzędu Skarbowego w Chełmie. - W szarej strefie pracuje ich mnóstwo. Żeby dane były w miarę wiarygodne trzeba by przeprowadzić ankiety wśród pedagogów. Anonimowe oczywiście.
Urzędnicy przyznają, że w 2006 roku nastąpił przełom. Nauczyciele coraz częściej spowiadają się karbówce z dodatkowych dochodów. Najbardziej jest to widoczne w Lublinie. Dlaczego nauczyciele wychodzą, choć powoli, z szarej strefy? - To efekt głośnej sprawy sądowej dotyczącej lubelskiego maturzysty - tłumaczy Marta Szpakowska, rzeczniczka lubelskiej Izby Skarbowej.
Matka maturzysty podała do sądu nauczycielkę języka polskiego, która udzielała chłopakowi korepetycji. Polonistka miała przygotować go do matury, ale ten nie zdał jej najlepiej. Wtedy kobieta zażądała zwrotu pieniędzy za lekcje. Dochodami nauczycielki zainteresował się Urząd Skarbowy.
O tym, że ktoś udziela płatnych lekcji, fiskus dowiaduje się też od "życzliwych”. - Piszą donosy, że np. sąsiadka z drugiego piętra jest nauczycielką i oprócz tego dorabia sobie dając korki - mówi jeden z urzędników skarbówki.
Ale nadal dla wielu nauczycieli nie jest to wystarczający straszak. - Nie mam ochoty dzielić się z fiskusem tym, co zarobiłam. Jestem początkującą nauczycielką, w szkole nie zarabiam kokosów. Dzięki korepetycjom udaje mi się godnie dotrwać od pierwszego do pierwszego - zwierza się polonistka jednego z podlubelskich liceów. - Gdyby zarobki pedagogów były większe, pewnie nikt nie miałby oporów, by oddać urzędowi jakąś część.