Pięć razy więcej niż dwa lata temu zapłaciliśmy w tym roku za krajowe i międzynarodowe podróże lubelskich rajców. Tylko efektu wojaży nie widać.
Łatwiej wymienić miasta partnerskie Lublina, w których nie było Drehera, niż te, które odwiedził. Na zagraniczne wojaże wybierał się aż 12 razy. W rozmowie z Dziennikiem sam był zdziwiony, że jest jednym z najczęściej podróżujących radnych. - Zawodowo interesuję się medycyną i sprawami społecznymi, dlatego jeżdżę na konferencje np. o alkoholizmie i narkomanii. Szczególnie na wyjazdach na Zachód można podpatrzeć sporo ciekawych rozwiązań - mówi Piotr Dreher.
Radny jest jednym z filarów proprezydenckiego klubu Prawo i Rodzina, członek regionalnych władz Prawa i Sprawiedliwości, partii, której członkiem jest prezydent Andrzej Pruszkowski. To charakterystyczne, że w pierwszej czwórce największych podróżników (patrz ramka) najwięcej jest rajców z popierającego prezydenta Prawa i Rodziny.
- Prezydent nie ma żadnego wpływu na to, kto reprezentuje Radę Miasta za granicą - zapewnia jej przewodniczący Zbigniew Targoński. - Każde zaproszenie kieruję do szefów klubów, którzy wyznaczają reprezentantów. Zawsze kontaktuję się też z radnymi niezrzeszonymi.
Jak zatem wytłumaczyć, że niektórzy rajcy jeździli po kilka razy, a aż 12 członków Rady Miasta nie było w czasie tej kadencji za granicą ani razu? - Sam nie wiem - rozkłada ręce Targoński. - Następne zaproszenia w pierwszej kolejności będę kierował do nich.
Warto zauważyć, że ulubionym kierunkiem zagranicznych podróży naszych radnych jest Wschód. Celuje w tym zwłaszcza wiceprzewodniczący rady Zbigniew Wojciechowski. - Mamy bardzo dobre kontakty chociażby z Ukrainą i zależy nam na ich podtrzymywaniu - przekonywał nas w czwartek. Ale nie mógł zbyt długo rozmawiać, bo był właśnie... na Ukrainie (prywatnie).
Co przyniosły zagraniczne peregrynacje radnych? Efekty niełatwo dostrzec. Przyznaje to Kamil Zinczuk, wiceprzewodniczący Rady Miasta z SdPl (trzy wyjazdy zagraniczne - Austria i dwa razy Bułgaria).
- To raczej wyjazdy kurtuazyjne - tłumaczy. - W Austrii podpisywałem umowę partnerską z Grazem. W Perniku, prócz zawarcia umowy, byłem na obchodach nadania praw miejskich. Wyjazdy trwały pod dwa dni, więc nie uważam ich za turystyczne - wylicza.
Podobnego zdania jest przewodniczący Targoński. - Na podróżach radnych korzystają lubelskie firmy, uczelnie czy instytucje kulturalne - mówi. - A poza tym, odmowa przyjazdu na zaproszenie zostałaby potraktowana jako duży nietakt z naszej strony.