Ministerstwo Zdrowia chce, żeby dysponentem zespołów ratownictwa medycznego były wyłącznie podmioty publiczne lub takie, w których co najmniej 51 proc. udziałów należy do samorządu. – To cofnie nas do socjalizmu! – oburza się prezes prywatnej spółki
Jak tłumaczy resort zdrowia, kontraktowanie świadczeń w warunkach wolnej konkurencji niesie wielkie ryzyko. – Rezygnacja z udzielania świadczeń (w przypadku podmiotów publicznych – red.) wymaga zgody organu założycielskiego – czytamy na stronie ministerstwa. – Natomiast podmioty niepubliczne nie są związane żadnym zobowiązaniem poza umową z NFZ. Mogą zrezygnować z działalności w każdej chwili, bez uzyskiwania czyjejkolwiek zgody – podkreśla resort.
Zdaniem Zdzisława Kuleszy, dyrektora Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie, zmiany organizacyjne państwowego systemu ratownictwa medycznego są potrzebne.
– Jednostki publiczne i niepubliczne obowiązują teraz różne uregulowania prawne. Chodzi np. o ustawę o zamówieniach publicznych, która obowiązuje tylko jednostki publiczne. To prowadzi do niezdrowej konkurencji, którą nakręcają właśnie podmioty niepubliczne – komentuje Kulesza i dodaje: Próbują np. pozyskiwać lekarzy wabiąc ich znacznie większymi stawkami. Często składają bardziej korzystną ofertę, przez co jednostki publiczne tracą kontrakt z NFZ lub też dostają znacznie mniejszy.
– Zarzuca się nam nakręcanie konkurencji, ale bez konkurencji obniża się jakość świadczonych usług. Chcąc być konkurencyjni musieliśmy stać się najlepiej wyposażonym pogotowiem w województwie lubelskim – ripostuje Piotr Ruciński, prezes spółki Arion-Med, która jako jedyna jednostka niepubliczna w naszym województwie dysponuje zespołami ratownictwa medycznego. – W naszych karetkach „S” wszyscy lekarze to specjaliści medycyny ratunkowej. A jakość usług przekłada się przecież na dobro pacjenta, a nie tylko biznes, jak się zarzuca jednostkom prywatnym.
– Jednostki niepubliczne są też kontrolowane na innych zasadach niż publiczne. Kontrola takich jednostek jak nasza jest bardziej ścisła. Dotyczy to chociażby inspekcji pracy – tłumaczy Kulesza. Uważa on, że ewentualne nieprawidłowości w tym zakresie znacznie trudniej wykryć w jednostce niepublicznej.
Innego zdania jest Ruciński. – Jesteśmy dużo częściej i dogłębniej kontrolowani niż jednostki państwowe. Dodatkowo ponosimy ryzyko utraty własnego majątku, a nie tylko utraty pracy, jak jest w przypadku podmiotów państwowych – zaznacza Ruciński. – Mam nadzieję, że takie zmiany nie wejdą w życie, liczę na zdrowy rozsądek rządzących. Zmiana przepisów cofnęłaby nas do socjalizmu, kiedy maksymalnie ograniczano prywatne inicjatywy.