Robotnicy z największej lubelskiej budowy jak pili w pracy, tak piją. Ich szef twierdzi, że robi co może.
Prawie trzy tygodnie trwała kontrole w Plazie po tekście, w którym ujawniliśmy pijaństwo robotników budujących wielkie centrum handlowe. Wczoraj Państwowa Inspekcja Pracy poinformowała, że wobec pijaków jest bezradna. - Nie spotkaliśmy żadnej osoby, którą podejrzewalibyśmy o nietrzeźwość - stwierdza Anna Smolarz, dowodząca kontrolami na Plazie. I dodaje, że ściganie pijanych robotników, to zadanie ich szefów.
2 kwietnia w zaledwie godzinę namierzyliśmy kilkunastu robotników pijących alkohol, lub wnoszących go na budowę. A inspektorzy przez trzy tygodnie widzieli samych trzeźwych. Jakim cudem? - Na głowach mamy hełmy z napisem "Państwowa Inspekcja Pracy”. I to już jest ostrzeżenie dla tych, którzy nie czują się dobrze - broni się Witold Mazurek, szef PIP w Lublinie. Podobnie było po wypadku przy ul. Wigilijnej, gdzie runął przeciążony dźwig: robotnicy uciekli. Dlaczego? Nie wiadomo do dziś.
- Stwierdzamy, że jest 80 osób - odpowiada Mazurek. - Nikt z nas nie sprawdza na budowie listy obecności - dodaje Smolarz.
Nic dziwnego, że na budowie przy ul. Lipowej niewiele się zmienia. Wczoraj znowu bez trudu namierzyliśmy budowlańców kupujących wódkę w pobliskim sklepie. Firma Strabag, generalny wykonawca, tłumaczy, że robi co może. - Są rewizje niektórych pracowników i wyrywkowe kontrole trzeźwości - wylicza Wojciech Matraszek, kierownik budowy. - W ostatnich dniach za pijaństwo zwolniłem 10 osób.
- Żeby ograniczyć te wędrówki, zrobiliśmy nawet specjalne stoisko gastronomiczne na kółkach - dodaje Grzegorz Fiedorowicz z lubelskiego oddziału Strabagu. - Ale nie cieszy się zainteresowaniem, bo nie ma takiego asortymentu jak w sklepach.
Na Lipowej pracuje w sumie 1200 osób z 50 różnych firm, Strabagu i jego podwykonawców.