Rozmowa z ks. Mirosławem Ładniakiem, koordynatorem kościelnym Banku Wielkopostnego, który działa od 2000 r.
• Chętnych nie brakuje?
– Idea banku jest taka, żeby mówić językiem współczesnym. Wychodzimy naprzeciwko społecznym oczekiwaniom. Od początku jesteśmy w Internecie, choć w pierwszych latach sztab Banku mieścił się w Fundacji Szczęśliwe Dzieciństwo. Do Banku należą osoby w wieku od 5 do 65 a nawet 75 lat.
• Których osób jest więcej proszących o coś, czy tych które coś postanawiają?
– Obecnie straciłem już nad tym kontrolę, bo w tej chwili jest to ruch społeczny. Teraz zarządzanie Bankiem jest już wirtualnie. Od jakiś 7-8 lat nie chcę też żadnych raportów, ale z poprzednich lat pamiętam, że to było mniej więcej pół na pół. W Banku można być udziałowcem, czyli osobą, która bierze w tym udział od wielu lat. Można też być ciułaczem czy brać udział w akcji dzień lub kilka dni.
– Nasze intencje są bardzo poważne, np. prośba o nawrócenie taty, bo pije. Bardzo często prosimy o sprawy związane z codziennym życiem i rodziną. Zwykle chodzi o problem zdrowotny np. w jakimś domu mama jest chora. Mniej jest próśb związanych ze szkołą, z klasówką, choć na początku wydawało nam się, że będzie ich sporo.
• Gdzie działają oddziały Banku Wielkopostnego?
– Obecnie hitem są oddziały rodzinne. Dzieci robią puszkę, do której wkładane są karteczki z intencjami. Później zapraszają one swoich rodziców do modlitwy. Pod koniec postu wspólnie czytają swoje intencje. Mamy też oddziały w szkołach podstawowych, gimnazjach, również liceach ogólnokształcących, jak też w grupach modlitewnych. Są nie tylko w Polsce. Wiem, że oddział Banku został założony w Irlandii. W ubiegłym roku działał również w Stanach Zjednoczonych. Powstają też na Ukrainie.