Pracownicy największych lubelskich urzędów jadą w środę do Warszawy protestować przeciwko planowanym przez rząd redukcjom etatów i pensji w administracji.
Na manifestację budżetówki pojedzie z Lublina kilka autokarów. – Czekamy wciąż na zgłoszenia. Zadeklarowali się już strażacy – mówi Krzysztof Chojna z Zarządu Regionu Środkowowschodniego NSZZ "Solidarność”. Na protest wybierają się też skarbowcy. – Stanowczo nie godzimy się na żadne cięcia: ani etatów, ani pensji. Z naszego urzędu na manifestację zgłosiło się 15 osób – mówi Grażyna Mitkowska z "Solidarności” w I Urzędzie Skarbowym w Lublinie, w którym pracuje 265 osób.
– Od lat nie ma u nas nowych etatów, przyjmujemy pracowników tylko wtedy, gdy jest wakat – mówi Paweł Zgrajka, naczelnik I US. I dodaje: Ja nie mam kogo u siebie redukować. A średnia płaca u nas to 3 tys. zł brutto, z tego też nie ma co ciąć.
Stanowisko związkowców wojewoda lubelska Genowefa Tokarska dostanie dzisiaj. – Ten projekt ustawy jest w obróbce, może być zmieniony. Czekam spokojnie, aż będzie to akt prawny – mówi Jarosław Szymczyk, dyrektor generalny Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.
W LUW średnia płaca to 3 236 zł, w Izbie Skarbowej w Lublinie 3,2 tys. zł, a w lubelskim oddziale ZUS 2,8 tys. zł brutto. – To żadne kokosy! – denerwuje się pani Anna z 22-letnim stażem w ZUS. I pyta: Z czego rząd chce nam obcinać? Zarabiamy tyle, ile wynosi średnia pensja w naszym regionie (za lipiec było to 2841 zł – red.)
Rządowe cięcia nie obejmą samorządowców, dlatego m.in. 800 pracowników Urzędu Marszałkowskiego może spać spokojnie. – Moim zdaniem cięcia zatrudnienia przynoszą pozorne korzyści – mówi Leszek Burakowski, sekretarz województwa. – Nie da się dobrze wykonywać zadań bez pracowników.