Proces Krzysztofa J., oskarżonego o przyjęcie rekordowej liczby łapówek, wczoraj znowu nie ruszył. Mimo to sąd zdążył już zdecydować, że będzie tajny. Bo na rozprawie będzie mowa o chorobach pacjentów doktora.
– Utajnienie procesów oznacza brak publicznego nadzoru nad wymiarem sprawiedliwości. Teraz proces będzie miał mniejszy rozgłos, na następną rozprawę już nikt nie pójdzie – dodaje.
Rozprawy Krzysztofa J. zaczynają się inaczej niż inne. Sędzia Iwona Suchorowska-Chmielowiec każe wpisywać do akt nazwiska wszystkich dziennikarzy, którzy przyszli na rozprawę. Proces miał ruszyć już trzy razy: na pierwszą rozprawę nie stawił się oskarżony, bo nadesłał zwolnienie lekarskie. Na drugiej – przed tygodniem – nie mógł uczestniczyć jego obrońca. Na wczorajszą przyszedł tylko adwokat.
– Oskarżony jest u lekarza, w ciągu trzech dni dostarczy zwolnienie – poinformował adwokat Marek Przeciechowski. I od razu złożył wniosek o utajnienie sprawy, ze względu na ważny interes prywatny Krzysztofa J. A także dlatego, że podczas procesu będzie mowa o chorobach i zabiegach, które przeszli świadkowie. Sąd na to przystał.
– Wyłączenie jawności ma służyć ochronie ważnego interesu prywatnego oskarżonego i świadków – stwierdziła sędzia Suchorowska-Chmielowiec.
Prokuratura postawiła Krzysztofowi J. aż 46 korupcyjnych zarzutów: żądania albo brania łapówek w zamian za przyspieszenie operacji. Do jego kieszeni miało trafić 34 tys. zł. Lekarz nie przyznaje się do winy. Szczegóły dotyczące łapówek podali prokuraturze pacjenci lekarza. To oni będą świadkami oskarżenia. Co powiedzą w sądzie, będzie już tajemnicą.
– Decyzja o wyłączeniu jawności jest zgodna z przepisami – mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Nie będę oceniał, czy jest prawidłowa.
Do tej pory niemal wszystkie procesy lekarzy w lubelskich sądach były jawne. Medycy odpowiadali za branie łapówek i błędy w sztuce. W jednym przypadku sąd już na pierwszej rozprawie zgodził się na opublikowanie pełnego nazwiska lekarza łapówkarza.