Tuż po ósmej w Sądzie Rejonowym w Lublinie stawił się na swój proces Krzysztof Szydłowski, były senator, a teraz szef lubelskiego SDPL. Trochę później sprawę miał Mariusz Deckert, były szef kancelarii prezydenta Lublina (PiS), a od niedawna prezes Radia Lublin.
W styczniu br. strażnicy nałożyli blokadę na koło BMW Szydłowskiego, bo zaparkował w niedozwolonym miejscu. Andrzej M. wiedział z kim ma do czynienia. Już przed dwoma laty miał podobne przejścia z lewicowym politykiem. Ówczesny senator dzwonił na skargę do prezydenta Lublina. Andrzej M. tym razem włączył więc dyktafon. Polityk trzymając 50-złotowy banknot, powiedział "Wypiszcie co tam trzeba i już”. I położył pieniądze w notatniku strażnika.
Banknotu jednak nie zabezpieczył. - Nigdy nie spotkałem się z takim zachowaniem i chciałem najpierw powiadomić zwierzchników - przekonywał. Interwencja skończyła się wlepieniem Szydłowskiemu 100 zł mandatu.
Szydłowski, oskarżony o próbę przekupienia strażników twierdził, że chciał tylko zapłacić im mandat. - Zarzut jest absurdalny - powiedział w sądzie.
Kiedy Szydłowski wyszedł z sądu, pojawił się w nim Mariusz Deckert. W klapie marynarki miał znaczek firmy, którą teraz kieruje - Radia Lublin. Prokurator oskarża go o to, że zaproponował Arkadiuszowi Robaczewskiegu, działaczowi LPR, 100 tys. zł. W zamian Robaczewski miał przekonać radnego Mieczysława Rybę do zagłosowania za umożliwieniem wybudowania hipermarketu na Górkach Czechowskich. Wczoraj sąd przesłuchał w tej sprawie tylko jednego świadka - Helenę Pietraszkiewicz, wieloletnią radną, obecnie wojewodę łódzkiego.
Szydłowski będzie miał kolejną rozprawę 19 października, Deckert 21 września.