Wesele w podlubelskiej Turce goście zapamiętają chyba do końca życia. Przyjęcie na 78 osób zakończyło się dla połowy z nich bardzo wysoką gorączką, bólami brzucha, biegunką i wymiotami. Wraz z weselnymi przysmakami najedli się najprawdopodobniej pałeczek salmonelli. To największe zatrucie w tym roku.
- Mamy urwanie głowy - mówi prof. Roma Modrzewska, szef Kliniki Zakaźnictwa w Lublinie. -Teraz w klinice jest kilkanaście osób z tego wesela. Ponieważ brakuje nam miejsc w salach, muszą leżeć na korytarzu. Kilkoro już wypisaliśmy do domu. U sumie będzie tych weselników około 20. Ale to nie wszystko. Lżejsze przypadki załatwiamy w izbie przyjęć, bez hospitalizacji.
Lekarze mówią, że to najprawdopodobniej zatrucie salmonellą. Wskazują na to objawy choroby. Ale czekają jeszcze na ostateczne wyniki. Dochodzenie epidemiologiczne prowadzi też sanepid.
Sanepid ustala winowajcę. Pobrano do badań próbki wszystkich potraw weselnych. A także wymazy ze sprzętu barowego, od chorych i personelu. Na wszelki wypadek bar został zamknięty do czasu zakończenia dochodzenia.
- Ponieważ na weselu bawili się także goście z Warszawy i Sandomierza, do tamtejszych stacji sanepidu wysłaliśmy prośby o dotarcie do tych osób i porozmawianie z nimi - dodaje dyr. Tłuczkiewicz.
Na szczęście salmonella oszczędziła parę młodą. Nowożeńcy czynnie zaangażowali się w dochodzenie prowadzone przez sanepid. Pomagają w ustalaniu listy gości i dotarciu do nich.