Siostra 19-latka na własną rękę szuka kierowcy, który zmasakrował jej brata.
Remigiusza potrącił w czerwcu samochód. Chłopak cudem przeżył, ale nie wiadomo, czy będzie chodził. Policja - mimo wskazówek od rodziny - nie potrafi znaleźć człowieka, który złamał chłopcu życie.
Rodzina chłopca oskarża policję o ślamazarność i znieczulicę. Choć od wypadku minęły już prawie cztery miesiące, to włodawscy funkcjonariusze - mimo cennych zeznań - nie wytypowali przestępcy. A najważniejszy świadek sam musiał się napraszać o przesłuchanie.
- Jechaliśmy ze znajomymi na dwa samochody - mówi mężczyzna, który był pierwszy na miejscu wypadku. Chce pozostać anonimowy. - Nasze samochody wyprzedził fiat punto. Jechał bardzo szybko. Zauważyłem, że kierował nim młody człowiek. Po dosłownie kilku minutach natknęliśmy się na leżącego na środku drogi rannego chłopaka.
Mężczyzna jest niemal pewien, że to kierowca punto spowodował wypadek. - Świadek zapamiętał litery LBI (to oznaczenie powiatu bialskiego - red.) na tablicy rejestracyjnej tego fiata - mówi Weronika Janiak, siostra Remigiusza.
Jednak mimo że policjanci dostali od świadka numer telefonu, to po wypadku nie odezwali się do niego. Kiedy Weronika zapytała funkcjonariusza prowadzącego śledztwo, dlaczego, usłyszała, że policjant "musiałby grzebać w aktach z miesiąc, żeby znaleźć zapisany numer świadka”.
- Policjanci rzeczywiście do mnie nie zadzwonili - przyznaje świadek. - Dopiero po ukazaniu się artykułu w lokalnej gazecie sam zgłosiłem się na policję. Zdziwiłem się tym wszystkim, bo myślałem, że sprawa jest już dawno wyjaśniona.
Dariusz Szkodziński, rzecznik włodawskiej policji, uspokaja. Twierdzi, że "dochodzenie trwa i daje efekty”. - Sprawdzamy samochody, które mogły uczestniczyć w wypadku. Ich liczbę ograniczyliśmy do kilku. Nie mogę podać więcej szczegółów, ponieważ mogłoby to zaszkodzić prowadzonemu dochodzeniu.
Janiakowie mają inne zdanie. - Opinię biegłego specjalizującego się w rekonstrukcji zdarzeń drogowych mieliśmy dostać na piśmie do 20 sierpnia. Do dziś nie dostaliśmy, choć raz w tygodniu jesteśmy na policji. Wychodzimy stamtąd z niczym.
Według rzecznika Szkodzińskiego policja ma już opinię, a rodzina jej nie dostała, bo... nie zwróciła się o nią na piśmie. Janiakowie nie wierzą już policji i postanowili wziąć sprawę w swoje ręce. Weronika rozwiesza ogłoszenia. Szuka sprawcy wypadku już w trzech powiatach: bialskim, radzyńskim i parczewskim.
- Ja tego tak nie zostawię - mówi siostra Remigiusza. - Jeżeli nie policja, to sama dotrę do listy samochodów i będę po kolei je sprawdzała. Żeby miało to trwać nawet kilka lat, znajdę tego drania, który potrącił mojego brata, zostawił go na szosie i uciekł z miejsca wypadku. •