Kierowcy nerwowo zerkają na zegarki. Bo ileż czasu można spędzać w korku z powodu remontowanej jezdni? Robotnicy też sprawdzają godzinę. I zamiast pracować, opierają się o łopaty albo słupy sygnalizacji świetlnej.
Godz. 12.59. Na jednej z wysepek robotnik leniwie wciera szczotką ziemię w szczeliny między kostką brukową. Obok kolega. Siedzi na ziemi, opierając się o słup sygnalizacji świetlnej. Na innej wysepce pięciu mężczyzn. Wszyscy stoją. Nazywamy ich umownie "wyspiarzami”. Nieco dalej młody robotnik spaceruje wzdłuż biało-czerwonego szlabanu.
Godz. 13.07. Dwóch innych robotników siedzi w najlepsze przy znaku drogowym.
Godz. 13.12. Jeden z nich znika nam z oczu. Drugi zaczyna wyciągać z ziemi przewód. Po chwili woła kogoś na zastępstwo, a sam idzie na drugą stronę jezdni. Z pięciu "wyspiarzy” trzech wreszcie zaczyna coś robić. A pozostali? Jeden siedzi na krawężniku, drugi opiera się o łopatę. Później podnosi z ziemi kawałek biało-czerwonej taśmy i rzuca ją o krok dalej.
Godz. 13.27. Robotnicy biorą się za układanie kostki. Mija pół godziny naszej obserwacji.
Godz. 13.34. Jesteśmy po drugiej stronie ronda. Do mniejszej wysepki idą dwaj robotnicy. Jeden wygląda na najstarszego na budowie. Drugi, w pomarańczowej kamizelce, ma szczotkę. Opiera ją o słup. Obaj oglądają przycisk na sygnalizatorze. Przychodzi trzeci. Odpala papierosa. I dołącza do rozmowy.
Godz. 13.41. Ten, który przyszedł ostatni zabiera się za pracę. Osiem ruchów szczotką po bruku. I znów pogawędka. Wszyscy oglądają karetkę przedzierającą się przez roboty drogowe. Dwie minuty później dwaj z nich zgodnie szczotkują bruk. Ten najstarszy nie robi nic. Kuca i opiera się o słup.
Godz. 13.49. "Pomarańczowy” ociera pot z czoła i opiera się o szczotkę. Najstarszy odrywa się od słupa. Zbiera z bruku szuflę ziemi i przenosi ją kilka kroków dalej. Wraca na wysepkę. Spaceruje i opiera się o maszynę do równania terenu.
Godz. 13.59. Na pożegnanie zaglądamy do "wyspiarzy”. Są zmęczeni. Wszyscy siedzą. Na jezdni wciąż korek.