– Jak ludzie nie chcieli iść do pracy, to byli karani – przyznał w śledztwie Paweł L. Teraz wraz ze znajomymi odpowiada w sądzie za handel ludźmi. Grupa miała werbować chętnych do pracy za granicą, a następnie zmuszać ich do żebractwa.
– Przyznaję się. Było jak w zarzutach – oświadczył prokuratorowi Paweł L. i poprosił o możliwość dobrowolnego poddania się karze. W piątek na sali sądowej wycofał się z tych zeznań. Twierdził, że przyznał się do winy licząc, że wyjdzie z aresztu.
– Byłem załamany. Przez pół roku widziałem dziecko tylko dwie godziny – wyjaśniał Paweł L. – Prokurator proponowała mi 2 i pół roku więzienia, później zmieniła to na 3 lata.
Zdaniem śledczych, mężczyzna działał w zorganizowanej grupie, która zajmowała się handlem ludźmi. Większość z 11 oskarżonych to mieszkańcy okolic Łukowa i Siedlec. Wśród nich, oprócz Pawła L. są jeszcze: 33-letni Marcin G., 37-letni Robert O., także rok starszy Robert D. ps. ”Bruner”.
Oficjalnie większość z oskarżonych nie ma stałego zajęcia. Nie przyznają się do winy i jak do tej pory odmawiali składania wyjaśnień. Wszyscy odpowiadają za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Niektórzy, dodatkowo za handel ludźmi.
Z akt sprawy wynika, że nielegalny proceder trwał w latach 2009–2014. Śledczy ustalili, że grupa wykorzystała co najmniej 76 osób. Oskarżeni dawali ogłoszenia w mediach, oferując „dobrze płatną pracę” w Finlandii. Miała ona polegać na sprzedaży drewnianych ozdób w zamian za kilka tysięcy złotych miesięcznie. Na ogłoszenia odpowiadali zwykle bezrobotni. Jak dowodzi prokuratura, dopiero w Finlandii dowiadywali się, że muszą chodzić od domu do domu i zbierać datki.
Polacy nie znali języka fińskiego. Dlatego „pracodawcy” dali im kartki z wypisaną prośbą o pieniądze, np. na leczenie dla siebie lub bliskich.
– Kartki z informacją o złym stanie zdrowia miały pomóc się zareklamować – wyjaśniał w śledztwie Marcin K. jeden z oskarżonych. – Chcieli brać ludzi na litość.
Finowie w zamian za gotówkę otrzymywali drewniane figurki lub obrazki. Sprzedający dzielili się pieniędzmi z oskarżonymi, płacili im m. in. za noclegi i dowóz do „pracy”. Z relacji Roberta O. wynika, że towar kupował po 2 zł, a sprzedawał „pracownikom” po 5 – 6 euro. Wraz z kolegą jeździł jego volvo xc 90 i namawiał ludzi do wyjazdu za granicę. Mówił, że „będą sprzedawać figurki”. Ludzie chodzili później po fińskich domach, prosząc o pieniądze.
– Dostawali kartki z informacją, że mają chore dziecko, lub potrzebują pieniędzy na studia – wyznał śledczym Robert O. – Chodziło o to, by zachęcić Finów. Chodzenie „na głuchego” to wstyd. Z kartką „na studenta” lub chorego w rodzinie to już mniejszy. Sam kłamałem, że byłem studentem.
Z zeznań Roberta O. wynika, że proceder jeżdżenia na tak zwane drewniaki trwał w jego okolicy od dziesięcioleci. – Chodziliśmy po domach i żebraliśmy – przyznał śledczym Robert O. Po latach sam zaczął organizować wyjazdy. – Jak ludzie się obijali to wybuchałem z nerwów, ale nie biłem – zapewnił mężczyzna.
W sądzie oskarżeni nie przyznają się, by kiedykolwiek używali słowa „żebractwo”.
Sprawa wróci na wokandę pod koniec maja. Wcześniej sąd sprawdzi kondycję psychiczną jednego z oskarżonych.