Coraz więcej śmiecimy. I coraz więcej śmieci umiemy przetworzyć ponownie. Okazuje się, że nawet na śmieciach można zarobić. Wystarczy się schylić, zebrać i odwieźć do punktu skupu.
Z puszkami jest trochę roboty. Trzeba je znaleźć i zgnieść, żeby nie zajmowały w worku za dużo miejsca. A aluminium jest lekkie, więc niektórzy zbieracze oszukują. Przed zgnieceniem puszki wrzucają do niej kamyk. I wtedy waży więcej. Ale mało kto jeszcze się na to nabiera. - Wystarczy policzyć puszki. Na kilogram wchodzi 50-55 - wyjaśnia Dzieniewski.
Puszkowe żniwa przypadają na maj. Wtedy studenci organizują imprezy z koncertami pod gołym niebem. Piwo leje się strumieniami, puszki jedna po drugiej lecą pod nogi.
- Jak się zbiera na takiej imprezie, to trzeba mieć pod ręką dobry schowek. Amatorów na cudze nie brakuje. Za jednym razem można zarobić nawet 500 zł - opowiada pan Bogdan. - Gdzie jest młodzież, tam są puszki.
Właściciele skupów o swoich zyskach mówią niechętnie. Spółdzielnia "Oszczędność, która od lat skupuje w Lublinie surowce wtórne, w ubiegłym roku wyszła na swoje. Z ustawionych na osiedlach punktów do składnicy trafia co miesiąc od 20 do 60 ton makulatury. Większość przynoszą zbieracze buszujący obok dużych sklepów czy w śmietnikach wielkich blokowisk.
Makulatura stale tanieje. - Mieszaną sprzedawaliśmy nawet po 230 zł za tonę. Teraz tylko po 100 zł. Droższa, po 150 zł, jest tylko twarda tektura - narzeka Leszek Buczyński, prezes lubelskiego MPO. - Ale puszek nie ma tam prawie wcale. Zbieracze wyjmują je z naszych pojemników - dodaje.
Do kontenerów trafiają papiery, stłuczka szklana i plastikowe butelki po napojach, tzw. PET-y. Firmy zajmujące się ich przerobem płacą ok. 300 zł za tonę. Jest tylko jeden problem. Na tonę trzeba zebrać kilkanaście tysięcy butelek. MPO sprzedaje miesięcznie 3 tony PET-ów. Robi się z nich m.in. pachołki dla drogowców. Stłuczka trafia do huty, podobnie złom i puszki. Makulatura zamienia się w papier. Nie tylko toaletowy.
Segregacja śmieci daje w Lublinie coraz lepsze efekty. W ciągu roku strumień śmieci wysyłanych na wysypisko w Rokitnie zmniejszył się o 8 proc. A dzięki temu składowisko posłuży miastu o rok dłużej. - Ilość odpadów można zredukować nawet o 40 proc. - szacuje Marian Stani, szef Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta.
Ale nie tylko zawartość kontenerów na surowce wtórne może dawać zysk. To, co trafia do ustawionych przy przystankach koszy na śmiecie można zmielić, przesiać a znaczną część przerobić na... kompost. •