Kontrowersyjna budowa zespołu 11 domów prawdopodobnie będzie musiała stanąć. Dojazd do niej został uznany za samowolę. Ale sąsiedzi idą dalej i pytają, kto pozwolił na tę budowę.
– Prowadzimy dwa postępowania w tej sprawie. Jedno dotyczy samej budowy, ale inwestor ma na nią pozwolenie – mówi Robert Lenarcik, szef Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. – Drugie dotyczy wykonania drogi dojazdowej i tu stwierdziliśmy samowolę. Droga jest częściowo rozebrana i na tę chwilę dojazdu nie ma.
A bez drogi ciężko budować. Docelowy dojazd do domów miał biec dnem wąwozu. – Na dnie wąwozu ma być ulica? – dziwi się radny Dariusz Jezior (PiS). – Tak, kolego, myśmy już nawet dla niej nazwę uchwalili – uświadamia go radny Marek Jakubowski (PiS).
Radni i urzędnicy magistratu zjawili się tu w poniedziałek na prośbę protestujących mieszkańców. Jedni przekrzykiwali drugich.
– Radni uchwalili plan zagospodarowania terenu, a ja buduję tak, jak jest w planie – mówi Wiesława Prusak, prezes SM AZS. Ale mieszkańcy mają nawet zastrzeżenia do planu.
– Z treści uchwały wynika, że dno wąwozu jest chronione, ale co innego mówi załączona do planu mapa – podkreśla Łukasz Bilik, zastępca przewodniczącego Zarządu Dzielnicy Konstantynów. – Która wersja jest prawidłowa?
Nie zbada tego nadzór budowlany. – My sprawdzamy tylko zgodność prac z zatwierdzonym projektem. Zgodność projektu z planem sprawdza miasto – wyjaśnia Lenarcik. – Na pewno wszystko sprawdzaliśmy – zapewnia Ewa Boguta, zastępca dyrektora Wydziału Architektury i Budownictwa w Urzędzie Miasta.
O ile jednak spółdzielnia ma zgodę na budowę domów, o tyle na docelową drogę dnem wąwozu już nie. Ratusz tłumaczył odmowę koniecznością ochrony wąwozu wynikającą z zapisów planu zagospodarowania.
Dojazdu nie ma, szefowa spółdzielni mówi, że nie po to kupowała ziemię, by nie móc jej zabudować. A sąsiedzi, że nie po to jest wąwóz, by go niszczyć. Pat trwa.
Do sprawy powrócimy.