Nauczycielom i pracownikom szkół puszczają nerwy. Wczoraj dowiedzieliśmy się o kolejnym przypadku użycia przemocy wobec ucznia. Tym razem za rękoczyny zabrał się palacz szkoły w Białkach Dolnych (pow. Ryki), który spokój i porządek zaprowadził przy pomocy pasa.
- To niedopuszczalne - ojciec, Grzegorz Kałaska, jest oburzony. - Nawet jeśli dzieci zachowywały się niesfornie, to była to zabawa. Są inne środki wychowawcze.
Urszula Głębicka, dyrektor szkoły wyjaśnia, że nie widziała incydentu i nie wie, czy pracownik rzeczywiście uderzył ucznia. Nie zgodziła się na rozmowę ani z dziećmi, które uczestniczyły w zabawie, ani ze swoim pracownikiem.
- Nie znam sprawy, ale w takich sytuacjach rodzice mogą zgłosić w prokuraturze naruszenie nietykalności cielesnej - tłumaczy Andrzej Wasiak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Podobną opinię wyraża również lubelski rzecznik praw ucznia, Grażyna Nazarewicz. - Pobicie dziecka zawsze powinno rozpatrywać się w kategoriach przestępstwa. Niestety, dyrektorzy nie wiedzą, jak rozwiązywać problemy przemocy w szkołach, a powinni znać przepisy prawne. Zwłaszcza teraz, gdy agresja nasila się wśród dzieci, jak i wśród dorosłych.
To trzeci w ostatnich miesiącach przypadek przemocy w szkole ujawniony na naszych łamach. W połowie listopada w Zespole Szkół w Wólce Gościeradowskiej jeden z uczniów zgłosił dyrektorowi, że nauczyciel wyciągnął go do szatni i uderzył pięścią w krocze. Nauczyciel po kilku dniach został odsunięty od prowadzenia lekcji w klasie poszkodowanego ucznia. Uczy jednak w innych klasach. W połowie stycznia w Gimnazjum w Strzyżowie ksiądz katecheta uderzył ucznia. Krewki pedagog sam zrezygnował z zajęć szkolnych. - Kwestia Strzyżowa nadal jest rozpatrywana, sprawa z Wólki Gościeradowskiej będzie niebawem rozstrzygnięta podczas rozprawy dyscyplinarnej - mówi Zofia Źrałka z kuratoryjnej komisji dyscyplinarnej. - Nie znaczy to jednak, że zostanie zakończona. Później zwykle jest odwołanie. Nie wydaje mi się, że te przypadki rozpatrywane są zbyt opieszale. Pośpiech sprawia, że pomija się różne okoliczności, co jest przyczyną późniejszych odwołań.
W przypadku incydentu w Białce, w którym nie uczestniczył nauczyciel, kwestie odpowiedzialności reguluje kodeks pracy, a nie Karta nauczyciela.