Jest akt oskarżenia w sprawie brutalnego zabójstwa w centrum Lublina. 27-letni mężczyzna zginął od ciosów nożem. Do rozlewu krwi doprowadziła drobna sprzeczka w sklepie
Do tragicznej w skutkach bójki doszło w pod koniec lutego, przed sklepem spożywczym przy ul. Narutowicza. Wieczorem 27-letni Mateusz K. – późniejsza ofiara – robił tam zakupy. W pewnej chwili do sklepu weszli dwaj mężczyźni. Wzięli dwa piwa i podeszli do kasy. Przy niej, na skrzynkach, siedzieli koledzy 27-latka. Rozmawiali z kasjerkami.
Z akt sprawy wynika, że 31-letni Kamil K. miał do nich pretensje, że blokują przejście. W tym czasie jego kolega, 35-letni Włodzimierz P., chwalił się, że ma firmę ochroniarską, a Kamil jest jego „największym zabijaką”. Mateusz K. słysząc, że ktoś zaczepia jego znajomych, chciał interweniować, ale kolega go uspokoił.
Razem ze znajomymi wyszedł przed sklep. Po kilku minutach pojawił się tam również Kamil K. Zapytał Mateusza, czy „ma jakiś problem”. Między mężczyznami doszło do szarpaniny. Włodzimierz P. starał się ich rozdzielić, ale nieskutecznie.
W pewnym momencie Kamil K. zranił nożem kolegę 27-latka. Kiedy ten chciał mu pomóc, nożownik chwycił go za kurtkę i odwrócił plecami do siebie. Złapał za szyję i dźgnął cztery razy w brzuch i klatkę piersiową.
Mateusz K. zdążył jeszcze krzyknąć, że chyba dostał nożem w serce, po czym osunął się na ziemię. Napastnik wraz z kolegą uciekli. Wezwani na miejsce ratownicy reanimowali 27-latka, ale bezskutecznie.
Na miejscu zdarzenia policjanci znaleźli saszetkę, a w niej zdjęcia dwóch mężczyzn. Kiedy pokazali je świadkom, ci rozpoznali oskarżonych. Policyjny pies doprowadził mundurowych do mieszkania Włodzimierza P. Jak później ustalono, 35-latek ukrywał się tam razem z Kamilem K. Nie otwierał policjantom.
Następnego dnia, gdy upewniono się, kto zajmuje mieszkanie, mundurowi wyważyli drzwi. Kamila K. już tam jednak nie było. Nad ranem 31-latek pojechał do swojej dziewczyny, później ukrywał się w opuszczonym domu w okolicach Warszawy. Po dwóch dniach wrócił do Lublina, gdzie został zatrzymany przez policjantów.
Włodzimierz P. nie przyznał się do ukrywania kolegi. Zapewniał, że nie miał pojęcia, że szuka go policja. Nie zdawał sobie sprawy, że Kamil K. zabił 27-latka. Przeczy temu jednak m.in. wiadomość, jaką w noc po bójce dostał od dziewczyny. – Typ nie żyje – pisała
kobieta.
Kamilowi K. zarzucono zabójstwo i uszkodzenie ciała. On również nie przyznał się do winy. Z jego wyjaśnień wynika, że został zaatakowany i brutalnie pobity. Bronił się więc, wymachując nożem. Obaj oskarżeni byli już karani. Sprawę rozstrzygnie Sąd Okręgowy w Lublinie.