Rozpoczął się proces pielęgniarki i trzech opiekunek, byłych pracownic domu pomocy społecznej "Betania”. Kobiety odpowiadają za zaniedbania i narażenie życia 70-letniej podopiecznej. W mroźną noc staruszka wyszła z budynku i zmarła z wychłodzenia.
Żadna z oskarżonych kobiet nie przyznała się do winy. Pielęgniarka i jedna z opiekunek złożyły wyjaśnienia, pozostałe dwie opiekunki odpowiadały tylko na pytania obrońców.
Do tragedii doszło w nocy z 6 na 7 kwietnia. 70-letnia Barbara S. była pensjonariuszką Domu Pomocy Społecznej Betania w Lublinie. Z ustaleń prokuratury wynika, że chora na Alzheimera kobieta była w swoim pokoju ok. godziny 19.00. Wtedy zaczynał się wieczorny obchód. Drzwi do budynku były jeszcze otwarte.
Kamera monitoringu zarejestrowała, jak kilkanaście minut później staruszka wychodzi z budynku ubrana w piżamę. Następnego dnia opiekunki i pielęgniarka znalazły ciało kobiety za budynkiem DPS. Staruszka leżała w śniegu.
– Chyba jeszcze żyła. Czułam tętno na jej szyi – dodała pielęgniarka.
Feralnej nocy pełniła dyżur z trzema opiekunkami. Prokuratura oskarżyła wszystkie kobiety o to, że choć miały obowiązek kontrolowania obecności mieszkańców w pokojach co 2-3 godziny, nie sprawdzały, czy staruszka jest w swoim pokoju.
– Od lat nie było takich obchodów – przyznała jedna z oskarżonych opiekunek. – Nie wiedziałam, że jest taka procedura. Nikt mnie o tym nie informował.
Podobnie zeznały inne oskarżone. Wyjaśniły, że sprawdzanie stanu pacjentów, co parę godzin dotyczyło tylko obłożnie chorych. Z ustaleń śledczych wynika, że kiedy staruszka opuszczała budynek, wszystkie opiekunki i pielęgniarka były na wieczornym obchodzie. Nikt nie obserwował obrazu z kamer monitoringu.
– Nie było takiej możliwości podczas nocnego dyżuru – dodała pielęgniarka. – Odbiłoby się to negatywnie na opiece nad mieszkańcami.
Nocami cztery kobiety pracowały na dwóch piętrach. Miały pod opieką ok. 140 mieszkańców. Z zeznań opiekunek wynika, że nie wiedziały o schorzeniu 70-latki. Generalnie, nie miały dokładnych informacji na temat dolegliwości poszczególnych mieszkańców.
Sytuację miał pogarszać fakt, że dwie opiekunki były przydzielone do opieki nad mieszkańcami drugiego piętra budynku. Nie znały więc podopiecznych z pierwszego, gdzie mieszkała również 70-latka. Opiekunki przekonywały przed sądem, że pracowały zgodnie z wytycznymi przełożonych. Nie czują się odpowiedzialne za tragedie.
Po śmierci staruszki, dyrekcja DPS dyscyplinarnie zwolniła z pracy wszystkie cztery kobiety, które feralnej nocy pełniły nocny dyżur. Opiekunki odwołały się do sądu pracy. Kobietom grozi do pięciu lat więzienia.