

Staw Skalskiego podzielił wędkarzy. – Koło "56” dopuściło się kłusownictwa – oskarżają członkowie koła Czysta Woda. – Nie kłusowaliśmy. Oni chcą nas zniszczyć – ripostuje Andrzej Lemieszek, prezes oskarżanych.

– Było ich za dużo, a praktycznie wcale nie powinno ich tam być. Nie ma żadnych danych o zarybianiu stawu drapieżnikami. Ktoś je wpuścił bez kontroli. Wytrzebiły doszczętnie populację karpi. A to za możliwość połowu tych ryb ludzie płacą składki. Odłów drapieżników był wyższą koniecznością. Zgłaszaliśmy to w Polskim Związku Wędkarskim w Lublinie –tłumaczy prezes Lemieszek.
Jednak zdaniem członków koła "Czysta Woda”, podczas odłowu złamano przepisy. – Z uwagi na tarło ryby były w okresie ochronnym. Odławiano drygawicą (rodzaj długiej sieci – red.), również wbrew prawu. Poza tym, koło "56” zdecydowało się sprzedawać odłowione ryby, a przecież koła wędkarskie nie mogą nimi handlować. Uczymy dzieci etyki na łowiskach, jak mamy im wytłumaczyć jawne kłusownictwo? – denerwują się przedstawiciele "Czystej Wody”.
– Odłów prowadzono włokiem (wór z sieci – red.), a nie drygawicą. Sprawa ma ewidentnie podtekst personalnego konfliktu. Niech zostanie zbadana i wyjaśniona przez właściwe organy – mówi Robert Ziemianek, komendant Społecznej Straży Rybackiej powiatu ryckiego i członek koła "56”.
Sprawa odłowu w stawie Skalskiego nie tylko podzieliła wędkarzy, zainteresowała się nią również rycka policja. – Zawiadomienie złożył Urząd Miejski w Rykach. Chodzi o odłów ryb niewymiarowych oraz w okresie ochronnym. Sprawa jest w toku – mówi podkomisarz Jacek Wójcik.
Na wyniki policyjnego śledztwa czeka również Zarząd Okręgu PZW w Lublinie. – Sprawę bada nasz rzecznik dyscyplinarny. Trzeba przyznać, że status tego zbiornika nie jest jasny. Na pewno nie jest obszarem chronionym, ani rybackim. A od tego zależy zastosowanie przepisów. Dlatego czekamy na efekty policyjnego dochodzenia – mówi Zbigniew Sadowski, prezes ZO PZW.