Wezwanie za wycieraczką, blokada koła, a nawet odholowanie. Tak teraz kończy się nawet krótki postój w nieodpowiednim miejscu.
- Ja jeszcze żadnej kary nie dostałam, ale moja koleżanka nie miała tyle szczęścia - mówi Małgorzata Leoniuk z biura podróży "Alturist” przy ul. Skłodowskiej. - Na chwilę zaparkowała auto na chodniku, bo musiała coś szybko załatwić, i wpadła. Ostatnio Straż Miejska nie daje nam żyć - dodaje.
Na nadgorliwość służb porządkowych narzekają też studenci. Coraz więcej żaków porusza się własnym autem, a miejsc parkingowych wokół uczelni jak na lekarstwo.
- Znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem. A odkąd zrobiło się trochę cieplej, Straż Miejska krąży tu regularnie - mówi Cezary Nowakowski, student geografii.
Strażników można spotkać nie tylko na miasteczku. - W zeszłym tygodniu dostałam dwa wezwania do Straży Miejskiej. Na Starym Mieście i na Orlej. Mam wrażenie, że gdziekolwiek się ruszę, strażnicy już tam są - żali się pani Ania.
- Od wypisania kilkudziesięciu mandatów nie przybędzie miejsc parkingowych. Mimo to akcja jest prowadzona z rozmachem, gdyż jest to najszybszy i najtańszy sposób wyrwania pieniędzy od zmotoryzowanych. Mam nadzieję, że niedługo akcja się skończy i będziemy mieli spokój na jakiś czas - napisał do nas pan Jarosław (nazwisko do wiadomości redakcji).
- Nie prowadzimy żadnej akcji. Regularnie kontrolujemy najbardziej zatłoczone ulice. Wystawiamy około 80 mandatów dziennie. Podobnie było w roku ubiegłym - mówi Edward Cios, zastępca komendanta lubelskiej Straży Miejskiej.
Według komendanta, lubelscy kierowcy nie przestrzegają przepisów. - Nagminnie parkują w miejscach niedozwolonych. Widzą znaki, ale nic sobie z tego nie robią. Sami proszą się o mandaty, albo odholowanie. Wolą zapłacić 100 zł kary, niż 2 zł za zostawienie samochodu na płatnym parkingu. Nie mogę tego zrozumieć - mówi.