Żadnych imprez, żadnych papierosów. Z gośćmi też ostrożnie. Niech wychodzą przed 22 - wyjaśnia pan Wiesław,
u którego próbujemy wynająć stancję. Za dość obskurną klitkę życzy sobie miesięcznie 250 zł od osoby.
- Docierają do nas takie głosy - mówi Anna Kuczyńska, prezes Regionalnego Stowarzyszenia Pośredników Obrotu Nieruchomościami. - Musimy jednak mieć dowody. Sprawy rozpatruje nasz sąd koleżeński i kończą się one zazwyczaj upomnieniem.
Biura pośrednictwa oferują za określoną opłatą (80-120 zł) dostęp do adresów. Precyzujemy swoje wymagania, dostajemy adresy i dzwonimy.
Są także bezpłatne oferty.
Znalezienie odpowiedniej oferty to dopiero połowa sukcesu. Teraz kwaterę trzeba obejrzeć i - nierzadko - stoczyć bój z właścicielem. - Nie wolno palić, sprowadzać znajomych, nie mówiąc już o imprezach. Kontrolowanie zużycia wody to też norma - opowiada Weronika z III roku prawa. - Wszystko już przeżyłam. Teraz z koleżankami wynajmujemy 3-pokojowe mieszkanie i mamy spokój.
Zdarzają się i skrajne przypadki - grzebanie w rzeczach, sprawdzanie korespondencji, czy podkradanie kosmetyków. - Miałem kiedyś gospodarza alkoholika. Przyłaził rano i chciał napić się wódki - mówi Piotrek, student z dwuletnim stażem na stancjach.
Nasze wczorajsze poszukiwania również nie zakończyły się pełnym sukcesem. Odwiedziliśmy pięć miejsc (pokoje w domkach jednorodzinnych). Żeby tam zamieszkać, musielibyśmy albo zmienić płeć, albo uczelnię (z KUL biorą chętniej), a na pewno rzucić palenie i zrezygnować z życia towarzyskiego.