W ciągu najbliższych pięciu tygodni przez biura ZUS na Lubelszczyźnie może przetoczyć się nawet ćwierć miliona ludzi czyli 10 tysięcy dziennie. Wczoraj w Lublinie zabrakło okienek. Zawiniły absurdalne przepisy. Za ten pasztet odpowiadają posłowie.
- Nie wiem nawet, czy coś z tego będzie. Dostałam wniosek, więc przyszłam - mówi Bożena Szewczak, rozglądając się za wolnym stanowiskiem. Tak jak ona, tak też ZUS nie wie, ile osób dodatku nie dostanie. Dlatego wnioski wysłał do wszystkich. To w Polsce osiem i pół miliona listów.
- Tak każe ustawa. To, że ktoś ma większą emeryturę, nie świadczy o dochodach jego małżonka. Także od tego zależy przyznanie dodatku - wyjaśnia Mirosława Ufniarz-Witka, rzecznik lubelskiego ZUS. Wysłano stąd ponad 260 tys. wniosków. Teraz wracają. Razem z ludźmi. Zabrakło okienek, więc na piętrze urzędnicy naprędce wystawili stoliki. - Zamiast 10 stanowisk pracuje 25. Jeśli będzie trzeba, rozważymy wydłużenie czasu pracy oddziału - mówi Witka.
Choć czas na złożenie wniosku mija z końcem września, emeryci wolą nie czekać. Starszych ludzi zmuszają do tego absurdalne przepisy, skonstruowane na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy”. - Jak ktoś przyniesie dokumenty w czerwcu, to w sierpniu dostanie pieniądze. Dlatego od razu przyszłam - tłumaczy pani Teresa z kolejki w lubelskim ZUS. Ci, którzy złożą wniosek w lipcu, dostaną dodatek we wrześniu.
Kiedy dostanie dodatek osoba, która złożyła wniosek w sierpniu lub wrześniu? - W ustawie nie ma przepisu, który by to określał. Ale nie będziemy zwlekać - zapewnia Witka.
Według ZUS, kwota dodatku, o który starają się emeryci, wyniesie od kilkudziesięciu do nieco ponad 200 zł.