Policja zebrała materiały przeciwko Januszowi Palikotowi (PO) i przesłała je do oceny prokuraturze.
- Policjanci wypytują nas o finansowanie poprzedniej kampanii wyborczej Palikota - powiedział nam wczoraj jeden z działaczy Platformy. Funkcjonariusze rozmawiali w zeszłym tygodniu m.in. z radną miejską Magdą Gąsior oraz Krzysztofem Łątką (oboje PO), sekretarzem miasta i bliskim współpracownikiem Palikota. Dociekali, czy kandydat na posła i milioner dawał im dwa lata temu pieniądze, które mieli z kolei wpłacać na konto jego komitetu. Gdyby tak było, Palikot złamałby przepisy ordynacji wyborczej. Dlaczego? Ponieważ jeden człowiek może wpłacić na komitet wyborczy jedynie piętnastokrotność minimalnego wynagrodzenia.
- Rzeczywiście, badaliśmy tę sprawę - przyznaje Janusz Wójtowicz, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji. - W poniedziałek przesłaliśmy zebrane materiały do Prokuratury Apelacyjnej. Podejrzewamy, że doszło do poświadczenia nieprawdy. - Materiały policji przekazaliśmy do oceny prawnej prokuraturze w Radomiu. Później zapadnie decyzja, czy zajmiemy się tą sprawą - dodaje prokurator Wiesław Fryszkiewicz.
Palikot (numer 1 na tegorocznej liście PO do Sejmu w Okręgu Lubelskim) komentuje: - Jak powiedział minister Ziobro, na każdego znajdzie się hak. Akcja policji z daleka śmierdzi prowokacją w stylu lat 50. Wyciągają sprawę sprzed dwóch lat akurat wtedy, kiedy ja domagam się odwołania jej szefów.
Szef lubelskiej PO zapewnia przy tym, że żadnych nieprawidłowości nie było. - Chcą mnie skompromitować w trakcie nowej kampanii wyborczej - oskarża.
Wojtowicz ripostuje: - Kiedy mamy sygnał o nieprawidłowościach, to policja musi go zbadać. Bez względu na to, czy trwa kampania czy nie.
Przypomnijmy. Palikot żąda rozliczenia komendantów za serię skandali z udziałem lubelskich funkcjonariuszy, m.in. za zgwałcenie studentki w policyjnej izbie zatrzymań. Akcja posła, który rozwiesił w mieście 70 wielkich plakatów z żądaniem dymisji szefów policji sprowadziła na lubelski garnizon kontrolę z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Co więcej - poseł oskarżył również prokuratora apelacyjnego Robert Bednarczyka i jednego z zastępców komendanta wojewódzkiego policji. - Chodzi o poważne sugestie dotyczące biznesu prostytucyjnego, czerpania zysków z agencji towarzyskich, zaginięcia broni - mówił w sierpniu Palikot. Obaj skierowali sprawę do prokuratury.
Palikot podejrzewa, że w sprawie finansowania kampanii w 2005 roku zeznać przeciwko niemu mogła radna Gąsior, zwolenniczka skonfliktowanego z posłem radnego Dariusza Piątka. - Jeśli to prawda, to jest to kolejny dowód, że oskarżenia są niewiarygodne - stwierdza poseł.
Radna Gąsior nie chciała wczoraj z nami rozmawiać, a Krzysztof Łątka nie odbierał telefonu.