20-letni Kamil Włosek wyszedł z komendy z poważnymi obrażeniami głowy. Twierdzi,
że pobili go policjanci. Policja zaprzecza. Sprawę bada prokurator.
Nocą 20 maja Włosek wracał ze znajomymi z Juwenaliów. Na Alejach Racławickich podjechał do nich nieoznakowany radiowóz z antyblokersami. To policjanci dobrze wyszkoleni w sztukach walki. Zabrali chłopaka do radiowozu.
Kamil twierdzi, że nie okłamał policjantów. Jego znajomi zaprzeczają, że zrywali plakaty.
Chłopakowi nie o samo zatrzymanie chodzi, ale o to jak przebiegło. Twierdzi, że najpierw był poszturchiwany. Potem policjanci zawieźli go do szpitala przy Al. Racławickich, żeby lekarz stwierdził, czy można go umieścić w izbie zatrzymań. Policja potwierdza, że lekarz nie znalazł na ciele zatrzymanego obrażeń. W opinii napisał, że Włosek "nie uskarżał się na dolegliwości bólowe”.
- W szpitalu policjanci stali się mili. Zapytałem, czy tak zachowują się tylko w obecności innych - opowiada Włosek. - Potem zostałem zepchnięty ze schodów. Zawieźli mnie w jakieś miejsce. Wyciągnęli z radiowozu. Kiedy leżałem na ziemi, użyli gazu pieprzowego. Bili mnie po twarzy, chwilami traciłem przytomność. Uszkodzili mi bębenek w uchu - oskarża policjantów.
Antyblokersi zawieźli Włoska do izby zatrzymań. Wyszedł następnego dnia po południu. Dostał mandat za zakłócanie porządku. Odebrała go siostra. - Zobaczyłam, że utyka i ma całą twarz w sińcach - opowiada dziewczyna. Od razu pojechali więc do lekarza na obdukcję. Zrobili też zdjęcia obrażeń.
- Żaden z policjantów nawet go nie tknął - zapewnia Laskowski. Podkreśla, że to Włosek zachowywał się bardzo arogancko, obrażał pielęgniarkę w szpitalu. Mówił, że właśnie załatwił trzech "kozaków”, więc i z policjantami sobie poradzi. Ale nie był tak agresywny, żeby trzeba było używać wobec niego siły.
Skąd wzięły się obrażenia? - Są sprzed zatrzymania. Chłopak sam mówił policjantom, że z kimś się bił - dodaje Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie. - Lekarz mógł ich nie zauważyć, bo były za świeże. To dobrze, że pokażecie jego zdjęcie. Może zgłosi się ktoś, kto tego dnia miał z nim na pieńku.
Włosek przyszedł do naszej redakcji ze znajomymi, z którymi spędzał wieczór. - Było spokojnie, nikt się z nikim nie bił - twierdzą z przekonaniem.