Kwotę 123 tys. zł na zakup systemu liczenia głosów w Radzie Miasta chce zarezerwować prezydent Lublina w tegorocznym budżecie. I proponuje radnym, by taki wydatek zatwierdzili. Decyzja ma zapaść na najbliższym posiedzeniu rady, 11 lutego, oczywiście w drodze głosowania.
Na system, który używany jest teraz, radni bardzo często narzekają. Po tym, jak prowadzący obrady pyta, kto jest „za”, swoje karty powinni zbliżyć do czytników radni, którzy chcą zagłosować „za”. Podobnie jest w przypadku opcji „przeciw” i „wstrzymuję się”. Najpierw pada pytanie, potem zbliża się kartę.
Przyjęcie określonego głosu potwierdza zapalenie się diody w odpowiednim kolorze. Ponieważ głosowanie jest imienne, każdy może sprawdzić, czy wybrany przez niego radny poparł dany pomysł, czy też był mu przeciwny.
Niby proste, a jednak są problemy. Radni skarżą się, że mimo przyłożenia karty system nie zlicza ich głosów. Narzekają też na to, że kartę przyłożoną podczas głosowania „za” zalicza dopiero wtedy, gdy uruchomiona jest opcja „przeciw” i w efekcie ci, którzy coś chcieli poprzeć, są temu przeciwni. Stąd liczne prośby o powtórzenie głosowania, kierowane nieraz i przez tych, którzy chcieli zagłosować, ale zagadali się i przegapili wywołanie.
Problem w tym, że głosowanie można jednak powtórzyć tylko wtedy, gdy jego wynik nie został jeszcze ogłoszony przez prowadzącego obrady. W niektórych przypadkach jest za późno, a to może wpływać bezpośrednio na wynik głosowania.
Obecnie używany w Radzie Miasta Lublin elektroniczny system obsługi głosowań ma już 20 lat.