Zarzuty kradzieży dwóch psów z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie usłyszała mieszkanka powiatu lubelskiego. Zwierzęta wróciły już do właścicieli. Podrzucił je na uczelnię ojciec kobiety.
Cała historia zaczęła się 22 kwietnia, kiedy z Kliniki Weterynaryjnej przy ul. Głębokiej w Lublinie zginęły dwa psy. 6-miesięczna samica i samiec rasy Beagle tricolor. Były własnością Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, który informował, że zwierzęta są w trakcie leczenia.
Dzień później poszukiwaniami skradzionych naukowcom psów zajęli się zaalarmowani policjanci. Z ich ustaleń wynikało, że szczeniaki zabrała zamaskowana kobieta, która weszła do budynku.
– Nagrania monitoringu wskazywało, że ta osoba doskonale wiedziała, gdzie szukać psów. Łączną wartość zwierząt oszacowano na 6 tysięcy złotych – informuje oficer prasowy Kamil Gołębiowski z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
Równolegle do działań mundurowych, poszukiwania prowadzili pracownicy uczelni i ich znajomi. Mnóstwo osób udostępniało w sieci i komentowało apel o pomoc w odnalezieniu beagli. Uczulano weterynarzy, którzy mogli mieć z nimi kontakt.
W środę psy się znalazły. Ktoś przed południem podrzucił je po prostu na teren uczelni.
– Pracujący nad sprawą funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie szybko ustalili, że zwierzaki odwiózł mieszkaniec powiatu lubelskiego. Jak się okazało, był to ojciec 22-latki, która dokonała kradzieży. Kobieta wieczorem usłyszała zarzuty i przyznała się do dokonania kradzieży. Wyraziła chęć dobrowolnego poddania się karze – relacjonuje oficer prasowy.
Zgodnie z kodeksem karnym za kradzież grozi do 5 lat więzienia.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie młoda kobieta nie zabierała psów z myślą o ich sprzedaży. Wręcz przeciwnie. Uznała, że pod jej opieką będzie im lepiej niż na uczelni.