Prawie 20 ton miodu skażonego szkodliwym dla człowieka antybiotykiem mogło trafić na nasze stoły. Pośrednik, spółka "Iparex” z Lublina, nie chce zdradzić, jaka firma miała odebrać od niej trefny transport.
Tymczasem 64 beczki prosto z granicy przyjechały do Lublina. Zanim pośrednik je sprzedał, przyszły alarmujące wyniki z Puław - w miodzie jest chloramfenikol. Do akcji wkroczył powiatowy lekarz weterynarii. - Zaplombowaliśmy beczki i wstawiliśmy do magazynów. Importer ma je zabrać z powrotem na Ukrainę - mówi Ryszard Reszkowski, lubelski powiatowy lekarz weterynarii.
Lubelska spółka "Iparex”, jeden z największych importerów miodu z Ukrainy, nie chce ujawnić, komu sprzedaje swój towar. - Dostarczam miód ośmiu producentom w całym kraju. Rocznie sprowadzam około dwustu ton. To był wypadek przy pracy - bagatelizuje Janusz Wójtowicz, właściciel "Iparexu”.
Ale takich "wypadków” jest w Polsce coraz więcej. Tylko przez 11 miesięcy 2005 roku z Ukrainy sprowadzono ponad 2 tys. ton miodu. W tym czasie według danych puławskiego PIWetu aż 16 proc. miodu importowanego zza wschodniej granicy zawierało chloramfenikol.
Skąd antybiotyk w ukraińskim miodzie? Zdaniem Tadeusza Sabata, prezydenta Polskiego Związku Pszczelarskiego, skażony towar pochodzi z Chin. A Ukraina jest tylko przystankiem na jego drodze. W Polsce cieszy się sporym zainteresowaniem ze względu na niską cenę.
Według Sabata, w Chinach chloramfenikol jest stosowany do leczenia pszczół. W Polsce i krajach Unii Europejskiej jest zakazany. - To tak jakby posypać wszystko DDT (toksyczny pestycyd powszechnie stosowany od początku lat 40. - red.) - dodaje.
- Chloramfenikol wycofano z użycia. Nie wiadomo, jaka dawka jest toksyczna dla danego człowieka - tłumaczy Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator oddziału toksykologii Wojewódzkiego Szpitala Jana Bożego w Lublinie. •
Chloramfenikol
jest jednym z najbardziej toksycznych antybiotyków, powodujących uszkodzenia szpiku kostnego, anemię, zanik białych ciałek krwi i granulocytów.