18 zastępów straży pożarnej gasiło dziś pożar hurtowni z bielizną i materiałami erotycznymi przy ul. Pancerniaków w Lublinie. Dym był tak duży, że strażacy nie mogli wejść do środka płonącego budynku.
– Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam: kłęby dymu na kilkadziesiąt metrów i straszny swąd – opowiada pracowniczka jednego z magazynów w sąsiedztwie hurtowni. – Śmierdziało, jakby ktoś palił stos opon.
Pożar wybuchł tuż po godz. 10. – Nie wiem, co się stało – tłumaczy pracownik hurtowni, który był wtedy w środku. – Zobaczyliśmy ogień, potem zrobiło się dużo dymu. Szybko wybiegliśmy na zewnątrz.
Niedługo później dym był już widoczny z odległych dzielnic, a nawet ze Świdnika (ul. Pancerniaków, gdzie była hurtownia, znajduje się niedaleko "wylotówki” z Lublina w stronę Świdnika).
– Nic nie widać, jest czarno i strasznie duszno. Nawet z aparacie z tlenem trudno wytrzymać – tłumaczył nam na gorąco jeden ze strażaków gaszących pożar. Po kilkudziesięciu minutach zrobiło się jeszcze bardziej niebezpiecznie, bo ugięła się konstrukcja dachu.
Łącznie w akcji brało udział aż 18 jednostek straży pożarnej: zawodowej z Lublina i ochotników z podlubelskich miejscowości. – W gaszeniu pomagali nam strażacy z miejscowości Niemce – tłumaczy bryg. Stanisław Bartko z lubelskiej PSP.
– Ale że do akcji wyjechały prawie wszystkie jednostki lubelskie, w komendach przy ul. Szczerbowskiego i Zemborzyckiej zastąpili ich strażacy z Mętowa i Głuska. A w pogotowiu czekali jeszcze ochotnicy z Krasienina i Moszczanki.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną pożaru. – Wyjaśnią to specjaliści w trakcie specjalnego dochodzenia – ucina Starko.