Róża B. została wczoraj skazana na 10 lat więzienia za zabójstwo swego nowo narodzonego synka. Według Sądu Okręgowego w Lublinie, kobieta zamordowała go sama. A to oznacza uniewinnienie jej wuja Stanisława B.
Stanisław B. był wujkiem Róży B., ociężałej umysłowo mieszkanki Skrzynic. Przed trzema laty kobieta urodziła w altance chłopczyka. Zwłoki dziecka zostały potem znalezione przez księdza pod kościołem w Czerniejowie. Miały doczepiony list z prośbą o pogrzeb. Prokuratorzy nie ustalili, kto podrzucił ciało. Rok później w Czerniejowie znaleziono zwłoki pięciorga noworodków. Prokuratura wróciła wtedy do sprawy dziecka spod kościoła. Udało się ustalić, że matką jest Róża B., a ojcem przypadkowy kierowca autobusu PKS.
Kobieta trafiła za kratki na początku 2004 roku. Prokuratura przesłuchiwała ją kilkakrotnie. Róża B. podawała różne nazwiska ojców dziecka. Mówiła, że została zgwałcona, potem temu zaprzeczała. Twierdziła też, że dziecko zabiła sama, potem, że pomagał jej sąsiad, a jeszcze innym razem oskarżyła o to swojego wuja Stanisława B. Prokuratura wybrała sobie właśnie tę wersję. Mężczyzna jesienią ub. roku został aresztowany, a potem oskarżony o współudział w zbrodni.
- Nie ma żadnych dowodów ani poszlak, które świadczyłyby o winie Stanisława B. - wytknął sędzia Jerzy Daniluk. - Żeby pomówienie było dowodem, musi być logiczne, konsekwentne i poparte innymi dowodami. A wyjaśnienia Róży B. są bardzo zmienne.
Prokuratura podpierała oskarżenie opinią językoznawcy. Ten twierdził, że list znaleziony przy zwłokach noworodka napisał mężczyzna powyżej 40 lat, z okolic Czerniejowa. - Wywnioskowanie z tego, że to Stanisław B. dyktował list, jest nieporozumieniem - ocenił sędzia Daniluk.
Stanisław B. został wypuszczony przez sąd na wolność po pierwszej rozprawie. Już wówczas sędziowie doszli do wniosku, że prokuratura zgromadziła przeciwko niemu nikłe dowody. Po kilku miesiącach mężczyzna powiesił się. Jego sąsiedzi mówili nam, że bardzo przejmował się oskarżeniem o zabójstwo.
Róża B. za zamordowanie dziecka dostała 10 lat więzienia. Nie została dowieziona z aresztu na ogłoszenie wyroku. Orzeczenia wysłuchała tylko jej babka, a matka Stanisława B. Ubrana na czarno staruszka przez cały czas ocierała łzy. Na ogłoszeniu był też obecny prokurator, który doprowadził do oskarżenia Stanisława B. Po wysłuchaniu uzasadnienia zdenerwowany wyszedł z sali.