- 18 czerwca zadzwonił do mnie Jacek R. Nalegał na spotkanie i mówił, o co mu chodzi. Przyszedł do mnie na 15 minut przed moim wyjazdem nad morze. Podczas spotkania stwierdził, że rozmawiał ze wszystkimi radnymi na temat lokalizacji Tesco. Nagrałem rozmowę i kasetę wrzuciłem do samochodu. Dopiero kiedy dostałem telefon z Lublina 25 czerwca (wtedy odbywała się sesja Rady Miejskiej - red.), że odwołano z funkcji przewodniczącego rady Sławomira Janickiego, poleciałem do samochodu przesłuchać spokojnie taśmę. Wtedy zadzwoniłem do radnego Samoobrony Romana Szota z zapytaniem, jak będzie głosował w sprawie Tesco. Powiedział, że zgodnie z założeniami Samoobrony, czyli przeciwko. Niedługo potem miałem telefon, że, niestety, uchwała przeszła.
• Ale nawet po powrocie do Lublina nie od razu poszedł pan
do prokuratury?
- Do Lublina wróciłem w zeszły piątek. W poniedziałek rozmawiałem ze swoimi prawnikami - Andrzejem Puchniarskim i Januszem Łomżą. Do ujawnienia sprawy namawiał mnie też poseł Józef Żywiec. Już we wtorek oddałem kasetę prokuratorowi. Nie było żadnej zwłoki, po prostu nie było mnie na miejscu.
• Co jest na kasecie?
- O tym jeszcze dziś nie mogę oficjalnie mówić, ale przecież ktoś już został zatrzymany. Ponadto warto sprawdzić, jak głosowali radni - teraz i miesiąc temu, kiedy sprawa hipermarketu upadła. Można też prześledzić inne uchwały, które zapadły tego dnia. Dociekliwy obserwator znajdzie tam odpowiedzi na wiele pytań. Znamienne było przecież, że jako pierwszy padł na tej sesji rady wniosek o odwołanie przewodniczącego. Przegłosowanie wniosku było jak sygnał dla wielu radnych. Janicki był gwarantem uczciwości i praworządności. Skoro udało się go odsunąć, była otwarta furtka do dalszych działań...
• Dlaczego zdecydował się pan mówić?
- Na pewno wygodniej byłoby siedzieć cicho. Ale ja mam dosyć takich sytuacji w tym mieście, że wszyscy od wszystkich czegoś chcą i korupcja jest na porządku dziennym. Nie mam powodów, żeby tuszować przekręty. Osobiście płacę duże podatki i jestem z tego dumny. Doszedłem do majątku sam, ciężką pracą. Dlatego wiem, że nie jest dobrze, kiedy do władzy dochodzą ludzie bez pieniędzy. Trzeba potem spłacać różne długi - i finansowe, i te wdzięczności. Stąd na przykład nagłe zmiany w planach zagospodarowania miasta. Miało być centrum motoryzacji, nagle pojawia się hipermarket spożywczy.
• Jest pan przeciwnikiem hipermarketów? Sam pan jest właścicielem sklepów. Plotka głosi, że martwi się pan o ich przyszłość.
- Zostały mi tylko dwa, więc nie ma o czym mówić. Nie jestem przeciwko hipermarketom, ale kiedy startowałem w wyborach na prezydenta Lublina, głośno mówiłem, że powinny być na obrzeżach miasta. Inni zresztą też, co przecież można sprawdzić i porównać z wynikami głosowania w sprawie Tesco. Poza tym ludzie mieszkający w okolicy zainwestowali pieniądze w osiedlowe sklepiki, apteki. Hipermarket ich zrujnuje. To nie są działania prospołeczne. A nie są takie, bo stoją za nimi konkretne korzyści.
• Kto więc wziął i ile?
- Jeszcze dziś nie odpowiem na to pytanie, ale zapewniam, że już wkrótce nie będę niczego ukrywał.