Dotarliśmy do policjanta, który podczas eksmisji zbuntowanych sióstr wszedł do ich siedziby w Kazimierzu razem z komornikiem. Co widział?
• • •
Wszystkie siostry były zebrane na poddaszu, w niewielkiej kaplicy. Siedziały w półkolu i śpiewały radosne, kościelne pieśni: po polski i po łacinie. W głębi pomieszczenia, tuż za zakonnicami siedział ojciec Roman.
• • •
Zakonnice przywitały nas uśmiechami. Machały rękami. Kiedy komornik zaczął odczytywać decyzję sądu, zagłuszały go śpiewem. Nie reagowały na żadne pytania.
• • •
Jedynie ojciec Roman zachowywał się agresywnie. Zaczął krzyczeć do policjantów, rzucał wyzwiskami typu: "Boicie się k... mediów! Dlatego tu jesteście”. Kiedy podeszli do niego funkcjonariusze, był agresywny także fizycznie. Został obezwładniony i wyprowadzony.
• • •
Potem, w asyście policjantek, zakonnice zaczęły schodzić do swoich pokoi. Większość dobrowolnie, niektórym trzeba było "pomóc”. Trwało to długo, bo na poddasze prowadziły wąskie, strome schody.
• • •
Pokoje były 2, 3 i 4-osobowe. Schludne, posprzątane. Nad łóżkami widzieliśmy obrazy ze scenami religijnymi. Były namalowane bezpośrednio na ścianach.
• • •
Zakonnice rozmawiały z nami bez najmniejszych oporów. Sprawiały wrażenie bardzo sympatycznych, młodych dziewcząt. Gdy poruszały tematy związane z Bogiem czy wiarą, policjantki i policjanci nie odpowiadali. Przy bardziej luźnych tematach rozmowy były obustronne. Na przykład mnie jedna z sióstr przez długi czas opowiadała, jak robić budyń na domowy sposób.
• • •
Po spakowaniu, kobiety zaczęły po kolei wychodzić z domu. Nie sprawiały żadnych problemów. Rozmawiały chociażby o tym, jakie miejsca zajmą w autokarze. Ani słowem nie wspomniały, co będzie potem.