

– Może dziecinnej nadziei nie mam, życie uczy ostrożności i sceptycyzmu. Ale wierzę w lepsze jutro, spełnienie marzeń i w dobro ludzi. – dzieli się malarka Honorata Świderska swoimi refleksjami na wystawie “Echo Dzieciństwa”.

„Echo dzieciństwa” – wystawa, na której każdy może zanurzyć się w swojej przeszłości i poczuć wewnętrzne dziecko. 26 obrazów autorstwa Honoraty Świderskiej przenosi nas we wspomnienia, kiedy byliśmy szczęśliwi, a trudne obowiązki życiowe nie zaprzątały naszych myśli. Od 2023 roku malarka zaczęła pracować nad cyklem obrazów wystawy i w CSK do 9 marca wiszą one, przewracając przechodnich do miłych czasów.
Czy na wystawie widzimy odwoływanie się do pani “Echa przeszłości”? Co leży za tymi obrazami?
– “Echo dzieciństwa” to nie jest tylko powrót do mojego dzieciństwa i do tego co wspominam, ale jest też dialogiem z tym dzieckiem, które było i jest częścią mnie. Wchodzę w głąb siebie i poszukuję emocji, spontaniczności i dziecinnej radości. Ja miałam to szczęście mieć cudowne dzieciństwo, dlatego tak chętnie do niego wracam. A rozmowa z małą sobą przypomina mi o tym jak ważna jest troska, zaopiekowanie i sympatia do siebie. Ten cykl obrazów które prezentuję są wynikiem moich poszukiwań, rozmów, wewnętrznych rozterek i emocji im towarzyszących.
Co sprawiło, że postanowiła pani sięgnąć do dziecięcych emocji i uczynić je tematem swojej wystawy?
– W każdym z nas jest to wewnętrzne dziecko, tylko nie każdy chce i ma odwagę do niego wracać. Ja wracam teraz bardzo często. Dwa lata temu straciłam bardzo ważną w moim życiu osobę. I chociaż jestem dorosła musiałam zadbać o siebie małą, poszukać zrozumienia, pozwolić sobie na emocje które mną targały, przytulić. Nie mogło być inaczej- musiałam wszystko przelać na płótna.
Czy te dzieci są prawdziwe, czy to może wymyślone postacie?
– Na większości obrazów jest moja córka, która jest moim największym skarbem i moją wierną modelką. Na innych obrazach są dzieciaki moich znajomych. Reszta to buzie które gdzieś w mojej głowie mieszkają, głównie są to dziewczynki, jak się później okazało bardzo przypominające mnie z czasów dzieciństwa.
O co chodzi z tym młotkiem, który się pojawia na kilku obrazach?
– To jest jeden z ważnych elementów mojej wystawy. Obraz “Na zawsze” może przerażać, bo wszyscy pytają czy ta rozkoszna dziewczynka z dość ciężkim narzędziem w ręku kogoś zabiła? Tak się kojarzy, ale ona nic złego nie zrobiła. Chodziło mi o pokazanie takiej siły, która pozwala nam żyć mimo bólu, mimo wewnętrznych rozterek, mimo tego, że ktoś odchodzi lub chorujemy. Młotek był narzędziem mojego dziadka, dostałam go od taty i nawet niechcący, on ciągle jest ze mną. Dla mnie to symbol siły i wewnętrznej mocy.
Dlaczego na pierwszym, głównym obrazem dziewczynka jest odwrócona? Czy ona patrzy w przyszłość, czy może na moment się odwróciła?
–Ona patrzy przez okno marząc o przygodach które na nią czekają, o marzeniach które chce spełnić i o bliskich którzy zaraz wrócą do domu. Myśli tej dziewczynki są pełne nadziei, ciekawości i ufności w to, że świat za oknem kryje coś pięknego i niezwykłego.
A czy pani ma dzisiaj w sobie taką nadzieję dziecięcą? Czy już ona została w przeszłości?
– Może dziecinnej nadziei nie mam, życie uczy ostrożności i sceptycyzmu. Doświadczyłam rozczarowań, porażek i strat, które sprawiły, że trudniej mi patrzeć na świat z taką samą ufnością jak kiedyś. Ale to nie oznacza, że moja wiara i nadzieją całkiem zniknęły. Mam nadzieję na lepsze jutro, spełnienie marzeń i w dobro ludzi. Może nie tak beztrosko jak dziecko, ale jak porozmawiam z małą sobą i pozwolę sobie na odrobinę magii, mogę znowu spojrzeć przez okno z nadzieją.
