Pracownicy prokuratur wyszli na ulice. Domagają się podwyżek i zmian w systemie wynagradzania. W ramach protestu, chcą zatrudniać się w sklepach i masowo przechodzić na zwolnienia lekarskie.
„Ojczyźnie służba. W zamian jałmużna” czy „Urzędnik nie mól. Akt nie będzie jadł”. Pod takimi hasłami pikietowali w czwartek pracownicy Prokuratury Rejonowej w Lublinie i Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe. Kilkadziesiąt osób zgromadziło się przed siedzibą instytucji przy ul. Chmielnej. Akcję zorganizował Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP.
– Najważniejszy z naszych postulatów, to wzrost wynagrodzeń od przyszłego roku o 1000 zł netto – mówi Wioletta Zgierska Szafranek, przewodnicząca Rady Okręgowej ZZPiPP RP. – Chcemy również ustawy o modernizacji sądów i prokuratury, która powiąże płace urzędników z wynagrodzeniami prokuratorów i sędziów. Urzędnicy prokuratur to najniżej wynagradzana kadra urzędnicza w Polsce. Panie w prokuraturach rejonowych zarabiają w granicach 2100 – 2300 brutto.
Protestujący zwracają uwagę, że ich praca wymaga wysokich kwalifikacji. Jest przy tym bardzo odpowiedzialna i stresująca.
– Nikt z ulicy, kto przyjdzie do pracy, bez pomocy innego pracownika nie jest w stanie tego opanować – przyznaje Aleksandra Staszewska, referendarz Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe. – Jest to praca bardzo odpowiedzialna. Niestety, bez nas prokurator sam nie da rady.
Urzędnicy zwracają uwagę, że ich pensje są bardzo niskie, mimo wysokich kwalifikacji.
– Wszystkie tutaj mamy wyższe wykształcenie. Ja mam prawnicze, a nawet aplikację prokuratorską. Po 37-latach pracy zarabiam 2800 zł netto – dodaje Aleksandra Staszewska. – Ta praca nie jest godziwie wynagradzana.
Protestujący dodają, że problem ten dotyczy w głównej mierze młodszych urzędników.
– Jeśli koleżanki chciałyby kupić mieszkanie, żeby nie być na garnuszku rodziców, chciałby mieć dzieci, to nie mogą. Nie są w stanie wziąć kredytu i opłacić czynsz, bo za co wtedy żyć. Na dzieci już całkiem nie wystarcza – dodaje Aleksandra Staszewska.
Urzędnicy prokuratur nie mogą bez zgody przełożonych podejmować dodatkowego zatrudnienia. W ramach akcji protestacyjnej będą teraz występować o odpowiednie zezwolenia.
– Oczywiście. Panie chcą iść do Lidla i Biedronki na soboty i niedziele. Dlaczego nie. Jaki mają wybór – przyznaje Aleksandra Staszewska. – Wszystko zależy jednak od prokuratora okręgowego. Musi wydać zgodę. Pewnie będzie zdziwienie, kiedy duża grupa ludzi o to wystąpi.
Sami prokuratorzy solidaryzują się z uczestnikami protestu.
– Kwota, jaką obecnie otrzymują nasi współpracownicy jest nieadekwatna do poziomu ich zaangażowania, obciążenia ich pracą, jak również do odpowiedzialności – przyznaje Joanna Bełz, zastępca Prokuratora Rejonowego w Lublinie. – To bardzo odpowiedzialna praca. Każdy błąd ma poważne konsekwencje. Jako prokuratorzy nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować bez urzędników. Ktoś musi wykonywać nasze decyzje, przesyłać akta czy odpowiadać na pisma.
Niebawem może z tym być poważny problem. Urzędnicy rozważają bowiem, niezależnie od oficjalnego protestu, masowe przechodzenie na zwolnienia lekarskie. Płacowa grypa dotknęła wcześniej policjantów, którzy wywalczyli 1200 zł podwyżki. Obecnie masowo chorują pracownicy sądów. Ich akcja trwa już drugi tydzień i w niektórych miastach paraliżuje działalność wymiaru sprawiedliwości.