Kolejny łoś, który wczoraj przybłąkał się do Lublina, nie przeżył kontaktu z człowiekiem. Według lekarza weterynarii przyczyną jego śmierci były obrażenia wewnętrzne. Ale świadkowie twierdzą, że zwierzę padło od przedawkowania środka usypiającego.
ul. Długą i tam wskoczyło na dach opuszczonej szopy. Zniszczona konstrukcja nie wytrzymała ciężaru i łoś wpadł do środka z wysokości prawie czterech metrów. Strażnicy zablokowali posesję.
Na miejsce natychmiast zostali wezwani strażacy i weterynarz. Lekarz zaaplikował zwierzęciu aż trzy zastrzyki usypiające. Świadkowie twierdzą, że tak duża dawka uśmierciła zwierzę. Lekarz mówi co innego. - Po zaaplikowaniu zastrzyków łoś jeszcze żył - twierdzi Ryszard Iwanicki, weterynarz biorący udział w akcji. - Jednak po drodze do weterynarii w Akademii Rolniczej widać było, że czuje się coraz gorzej i w końcu zdechł. Być może miał jakieś obrażenia wewnętrzne.
To nie pierwszy przypadek, kiedy łoś przywędrował z lasu do miasta. Tak było rok temu, również w Lublinie. Nieudolna akcja ratunkowa spowodowała długą i bolesną śmierć zwierzęcia. Wtedy Straż Miejska zaproponowała powołanie grupy, która interweniowałaby w takich sytuacjach.
(arle)