146,40 zł za dwumiesięczny abonament i założenie telefonu w domu zażądała od Jana Kantego Telekomunikacja Polska SA. - Skoro ten pan nie ma telefonu, musi przyjechać do nas i wyjaśnić sprawę - żąda winowajca.
Kanty zawsze żył bez telefonu. Nie był mu potrzebny. Ale na starość zamarzył mu się aparat blisko łóżka. Tym bardziej że w domach za Kurzynką zostali tylko starzy ludzie. Młodzi pobudowali się po drugiej stronie rzeki, przy szosie. Latem zeszłego roku do wsi przyjechali wysłannicy TP SA. - Dwoje ich było. Namawiali na telefon - przypomina sobie J. Kanty.
Rencista słuchał ich uważnie. Gdy usłyszał o wysokich rachunkach, telefonu mu się odechciało. Kanty ma 78 lat, pierwszą grupę inwalidzką i niską rentę. - Skorzystam, jak dostanę zniżkę na abonament i rozmowy - powiedział wyraźnie.
Wysłannicy TP SA spisali numer domu Kantego i poszli.
Dwa tygodnie później we wsi zjawiła się druga para "telefonistów”. Przyszli z sołtysem, anteną i aparatem telefonicznym. Tłumaczyli, że w domu mogą zainstalować telefon, który działa jak radio. Jan Kanty jeszcze raz spytał, czy dostanie zniżkę. Usłyszał, że żadna zniżka mu nie przysługuje. Za sam abonament musiałby płacić prawie 40 złotych miesięcznie.
- To ja nie chcę żadnego telefonu - postanowił. - Za 40 zł z żoną przeżyjemy tydzień.
Telefonu u Kantych nie założyli. Mimo to TP SA wpisała nazwisko emeryta do ewidencji swych klientów. I każe mu płacić za coś, czego nie ma.
Jan Kanty bardzo się denerwuje. - Ludzie we wsi zaczęli przebąkiwać, że mąż wziął telefon, a płacić nie chce - mówi żona Jana. - Powinni czym prędzej go przeprosić.
Telekomunikacja Polska nie przeprosiła. Na dodatek jeszcze mocniej zdenerwowała rencistę spod Biłgoraja. - Ten pan musi pojechać do najbliższego telepunktu naszej firmy i wyjaśnić sprawę - stwierdził Roman Pradel z "Błękitnej Linii”.
Na pytanie, dlaczego rencista ma coś wyjaśniać, a nie winowajca, Predel stwierdził, że takie są przepisy. Według nich, klient musi napisać wyjaśnienie do TP SA w Rzeszowie - do pionu relacji z klientami. Podał adres i numer faksu.
Stanisław Powrózek, kierownik telepunktu w Biłgoraju, twierdzi natomiast, że Jan Kanty nie musi jechać aż do Rzeszowa. Pisemne wyjaśnienie może złożyć bliżej - czyli w Biłgoraju. Ale i tak będzie ono przekazane faksem do Rzeszowa.
- Nigdzie nie będę jeździł, niczego nie będę im wyjaśniał - oburza się Kanty. •