Wielka przygoda z wyjącym z licznikiem Gaigera? To możliwe. Coraz więcej amatorów mocnych wrażeń jedzie na własną rękę na miejsce katastrofy atomowej w Czarnobylu. Wyjazd zorganizują nam także biura podróży.
Na tygodniową wyprawę na Wschód wybiera się z dwoma kolegami. Pojadą motocyklem. - Tak jest o wiele taniej i wygodniej. Wszędzie można dotrzeć - tłumaczy.
Na wyprawę zabierają zwykłe spodnie, koszulki, bluzy. - Jeszcze tylko licznik Gaigera do pomiaru skażenia radioaktywności musimy sobie załatwić - mówi. - Mamy ofertę od jednego wojskowego. Bo legalnie, to raczej nigdzie nie dostaniemy takiego sprzętu. Bez licznika pewnie wpakowalibyśmy się w miejsca o śmiertelnej dawce napromieniowania.
Na wyprawę wydadzą ok. 800 zł. Dodatkowo zabierają ze sobą dolary. - Aby wejść na teren elektrowni, będziemy musieli przekonać do tego strażników. A obca waluta najlepiej do nich przemawia - żartuje Staszek.
Do Czarnobyla nie trzeba jechać na własną rękę. Zorganizowanie tej egzotycznej wyprawy można powierzyć specjalistom. Niektóre biura podróży przygotowały już odpowiednią ofertę. To nowość. - Do Czarnobyla możemy zawieźć każdego chętnego. Nie ma problemu - zapewnia właścicielka biura podróży z Lublina (plan wycieczki obok).
Wyprawa na radioaktywne wczasy jest dość kosztowna. Za przejazd do Kijowa i z powrotem trzeba zapłacić 280 zł. Tam też organizator zapewnia nocleg w cenie ok. 30 dolarów. Dodatkowo trzeba opłacić wycieczkę do Czarnobyla. 198 dolarów od osoby. - W cenę wliczony jest przewóz z Kijowa do Czarnobyla, przewodnik oprowadzający po terenie elektrowni i ekologiczny obiad - wymienia organizatorka wyjazdów. - Ale zapewniam, jedzenie na talerzach nie będzie świecić.