Na stalowych słupach, które wyparowały ze Szpitala Kolejowego w Lublinie, stoi domek letniskowy Adama Kalinowskiego. Jednak były dyrektor szpitala nie chce rozmawiać o swojej działce.
Obecna dyrektor szpitala, Mirosława Borowiec, która wówczas kontrolowała szpital, nie znalazła w placówce żadnego dokumentu świadczącego, że ktokolwiek kupił wiatę. Ani że została oddana na złom. - Ślad po niej zaginął - rozkłada ręce pani dyrektor.
Tymczasem w zacisznym zakątku nad jeziorem Zagłębocze na stalowych słupach, wypisz, wymaluj jak te z zaginionej wiaty, stoi sobie domek letniskowy... dyrektora Adama Kalinowskiego. Elementy noszą nawet oznaczenia, świadczące o wcześniejszym skatalogowaniu. Dziennik jest w posiadaniu pisemnego oświadczenia, w którym osoba związana ze Szpitalem Kolejowym potwierdza, że to elementy szpitalnej wiaty.
Zapytaliśmy Kalinowskiego, jakim sposobem własność szpitala trafiła na jego działkę. Dyrektor nie był skory do rozmowy. - Nic nie wiem na ten temat - uciął. - Nic mi nie wiadomo na temat materiałów budowlanych, które rzekomo znikły ze szpitala. I nie będę rozmawiał na temat mojej działki. Odsyłam do dokumentacji szpitalnej z tamtego okresu. Jeśli znajdzie pan tam jakieś ślady kradzieży, wtedy proszę zwrócić się ze sprawą do prokuratury.
Akurat tak się składa, że prokuratura prowadzi postępowanie o niegospodarność w Szpitalu Kolejowym, badając wnikliwie okres rządów Kalinowskiego. Jakby tego było mało, w obecnej firmie Kalinowskiego - WORD - kończą pracę kontrolerzy marszałka, którzy prześwietlają nieprawidłowości w zamówieniach publicznych. Wyniki będą znane lada dzień. •