Do takiej sytuacji doprowadziła seria skandali w Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie. Pod koniec maja stanowisko stracił komendant PSŁ Stefan Kowalewski.
Dziennik Wschodni opisywał jak Kowalewski bezpodstawnie aresztował myśliwego, którego posądził o kłusownictwo. Ponownie pojawił się na naszych łamach gdy wjechał w płot służbowym samochodem, a za naprawę zapłacił jego podwładny (komendant zwrócił mu pieniądze dopiero po naszej interwencji). Stanowisko szefa straży objął w 2008 roku za czasów Genowefy Tokarskiej (PSL).
Jak się dowiedzieliśmy, w maju dyrektor urzędu wojewódzkiego zwolnił dyscyplinarnie dwóch strażników PSŁ.
– Przyczyną było ciężkie naruszenie przez funkcjonariuszy publicznych obowiązków pracowniczych – tłumaczy Kamil Smerdel rzecznik wojewody. Pracę stracili po wewnętrznej kontroli i śledztwie Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ.
Jak ustalili śledczy, strażnicy przez lata gromadzili dowody rzeczowe na popełnienie przestępstwa jak wnyki, potrzaski, sieci, ale nie prowadzili postępowań karnych ani nie informowali o policji czy prokuratury.
– Czujemy się kozłami ofiarnymi. Urządzenia kłusownicze zbieraliśmy w dobrej wierze. Ukarane powinny zostać osoby za to odpowiedzialne, a nie my. W środę odwołaliśmy się do Sądu Pracy – powiedział nam jeden ze zwolnionych z pracy strażników. Jest oburzony, że dostał dyscyplinarkę, a komendant Kowalewski odszedł z trzymiesięcznym wypowiedzeniem.
W taki oto sposób Bogdan Stasiuk, nowy komendant Państwowej Straży Łowieckiej, został na leśnym posterunku sam. – Czyli jedziemy kłusować i nikt nic nam nie zrobi – mówi z ironią jeden z lubelskich myśliwych. Dodaje, że Stasiuk był policjantem w dochodzeniówce, ale staż w PSŁ ma nieduży.
Badająca działania straży łowieckiej prokuratura nie zostawiła na urzędnikach wojewody suchej nitki. "Od początku 2003 roku, kiedy powstała Straż Łowiecka, funkcjonowała ona poza jakimkolwiek nadzorem ze strony Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego” – napisała 29 maja szefowa Prokuratury Rejonowej Lublin- Północ Jadwiga Nowak do wojewody Jolanty Szołno-Koguc.
Ale urzędnicy konsekwencji nie poniosą. Według urzędu "bieżący nadzór nad PSŁ był prowadzony”.