Długi ogonek ludzi ustawił się przed jadłodajnią Brat Alberta. Czwartkowa wigilia, 19 bm., była promykiem nadziei dla ludzi samotnych, zagubionych czy odsuniętych. Tego dnia poczuli się wspólnotą, razem spożywając wigilijną wieczerzę.
Wprawdzie na niebie nie było pierwszej gwiazdki, ale przed drzwiami ustawił się ogonek ludzi oczekujących na otwarcie jadłodajni Brata Alberta. – Nie mam rodziny, nie mam domu. Ta wigilia jest tym, na co zawsze czekam. Dziś jestem głodny, a paczki z żywnością pozwolą mi przeżyć święta – mówił jeden z oczekujących na posiłek w jadłodajni przy ulicy Zielonej w Lublinie.
Coroczną, chyba już 31., - bo nikt nie liczy - wigilię Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie, przygotowano dla 400 osób. Wspólny posiłek poprzedziła uroczysta msza świętą w kościółku przy ul. Zielonej 3. Nabożeństwo odprawił ks. Biskup Józef Wróbel. Następnie duchowni oraz wszyscy zaangażowani w organizację wigilii przełamali się opłatkiem z podopiecznymi Bractwa Miłosierdzia i udali się na wigilijny poczęstunek.
Wielkie gotowanie trwało kilka dni. – Bigos z pieczarkami, barszcz czerwony i pierogi kapustą i pieczarkami. Oczywiście na stole będą śledzie, sałatka warzywna, kapusta z pieczarkami, barszcz czerwony z uszkami i pierogi. Tak tradycyjnie. Do tego jest jeszcze ciasto i zwyczajowy olej lniany do polania kapusty – mówi Katarzyna Stępek, która od 30 lat gotuje w jadłodajni.
– Przygotowaliśmy się na przyjęcie 400 osób. Każdy z naszych gości utrzyma paczkę żywnościową. W paczce są śledzie i puszki mięsne, pierogi, barszcz, kukurydza, majonez do zrobienia sałatki jarzynowej, słowem trwałe produkty na święta – mówi Małgorzata Krauze-Hałas, prezes zarządu Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta. – Nasze spotkanie ma wymiar symboliczny, aby nasi podopieczni nie czuli się samotne. Do stołu siądą z osobami, które dzielą ich los, z osobami, które rozumieją ich sytuację, z osobami które też mają serca gotowe do pomocy. Mam tu na myśli wolontariuszy i osoby, które działają w Bractwie Miłosierdzia, które zorganizowały wieczerzę.
Przy przygotowaniu poczęstunku pracowało w sumie 20 zaangażowanych wolontariuszy. Pracę kuchni wspierali uczniowie z III L.O. im Unii Lubelskiej w Lublinie, pod czujnym okiem wychowawców - Anny Mączki i Bogusława Kędziory oraz młodzież z ZSE im. Vetterów wraz z Beatą Adamczyk. – To są niesamowite, wspaniałe, piękne serca gotowe do pomocy drugiemu człowiekowi. Za to jesteśmy ogromnie wdzięczni – dodaje prezes. Poza wolontariuszami przygotowani wieczerzy wsparła Lubella, Pol-Mak oraz OSM Piaski.
Spotkanie u Brata Alberta to także magiczny czas przemian. – Myślę, że po naszej wieczerzy cuda się zdarzają, np. ktoś wychodzi z nałogu alkoholowego. Nie zawsze o nich wiemy, bo takie cuda najczęściej dzieją się w cichości. Nie wszyscy chcą się nimi chwalić. Jestem przekonana, że takie cuda się dzieją. – dodaje prezes.
Niestety liczba osób potrzebujących stale rośnie. Coraz częściej w jadłodajni pojawiaj się młodzi ludzie, po 30. roku życia. Dla nich też zawsze jest miejsc u Brata Alberta.
Fot. DW