Potrzeba było skandalu z Kameruńczykiem, który zaraził wirusem HIV osiemnaście młodych Polek, aby ludzie poszli się badać. Lubelski punkt anonimowych i darmowych testów na HIV przeżywa oblężenie. W Warszawie kolejki do badań są tak duże, że ustawiają się na ulicy.
Zwykle w punkcie diagnostyki HIV jest pusto. - A teraz nie jesteśmy w stanie przyjąć wszystkich od razu, chętni muszą przychodzić ponownie - mówi Andrzej Pierzchała, kierownik punktu konsultacyjno-diagnostycznego przy ul. Pielęgniarek w Lublinie. - Przy okazji wyrządzonego zła, Kameruńczyk zrobił dużo dobrego, bo rozkręcił profilaktykę. Tylko w styczniu zgłosiło się więcej osób niż w ciągu całego listopada.
Większość to ludzie między 20 a 35 rokiem życia. Kobiety i mężczyźni heteroseksualni, nie biorący narkotyków. - Połowa notowanych zakażeń zdarza się właśnie wśród osób heteroseksualnych - dodaje Pierzchała.
Punkt diagnostyki HIV czynny jest we wtorki i czwartki od 16 do 17.30. Jego pracownicy apelują, aby przychodzić o 16, ponieważ później można się już nie dostać. Jednego dnia może być zbadanych kilka osób. Najpierw trzeba porozmawiać z lekarzem, który pyta o powód badań. Potem pielęgniarka pobiera krew z żyły. Aby wynik był wiarygodny, od kontaktu seksualnego musi minąć co najmniej 3 miesiące.
Alicja Rękas z Oddziału Oświaty Zdrowotnej Promocji Zdrowia w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie podaje, że od lat 90-tych wykryto na Lubelszczyźnie 304 przypadki zakażeń. Nosicieli jest jednak o wiele więcej, ale nie wiadomo ilu. - Rocznie w naszym regionie przybywa od kilku do kilkunastu wykrytych zakażonych, w kraju 600 - dodaje. - Mieszkańcy Lubelszczyzny muszą się mieć na baczności. Za wschodnią granicą obserwuje się epidemię zakażeń HIV. O ryzykowne zachowania nietrudno.