Rozmowa z Waldemarem Robakiem, działaczem "Solidarności”, aresztowanym w stanie wojennym
- Już 10 grudnia. Właśnie wróciłem z Wrocławia i Jeleniej Góry, skąd ściągałem do Lublina wydawnictwa podziemne. Wrocław był terenem działania Władysława Frasyniuka i tam już bardzo głośno mówiło się, że nadciągają duże kłopoty. Dlatego od razu po powrocie wziąłem się z kolegami z "Solidarności” w Polmozbycie za uprzątanie wszystkich materiałów związanych z naszą działalnością. Sprzątaliśmy coraz szybciej, bo jedno z naszych okien w zakładzie wychodziło na jednostkę ZOMO. I codziennie widzieliśmy, jaki tam jest nerwowy ruch, jakie intensywne przygotowania do wymarszu. Właściwie ta wojna wybuchała na naszych oczach.
• Noc z 12 na 13 grudnia zastała pana w pracy?
- Przez kilka dni poprzedzających tę noc nie wychodziliśmy z Polmozbytu czując, co się święci i usiłując zatrzeć ślady za naszą zakładową "Solidarnością”. Już 12 grudnia wieczorem zaczęły do nas pływać dramatyczne komunikaty ze świata i z kraju. BBC, Głos Ameryki donosiły, że w Polsce zaczęły się ruchy wojsk, że to stan wyjątkowy. Po prostu wojna. Po godz. 22 zebraliśmy to wszystko i pognaliśmy do "Solidarności” na Królewską, gdzie trwało posiedzenie Zarządu Regionu. Rzuciliśmy te teleksy na stół i powiedzieliśmy, że trzeba się zbierać, bo tylko patrzeć, jak zaczną się aresztowania.
• Uwierzyli?
- Skąd! Podniosły się głosy, że to niemożliwe, że "Solidarności”, tak dużej i silnej organizacji, nie ruszą. Jedynie Włodek Blajerski potraktował to poważnie. Ubrał się i wyszedł. A myśmy zaczęli chować wszystkie materiały. O północy nagle ucichły telefony. I zaraz potem weszło ZOMO.
• To był dopiero początek dramatu...
- Wróciłem do pracy w Polmozbycie i oczywiście nie zrezygnowałem z działalności opozycyjnej. Wiedząc, że to tylko kwestia czasu, kiedy mnie aresztują, tym bardziej, że siedział już mój brat. Przyjechali po mnie latem ‘82. Zabrali mnie z pracy w ubraniu roboczym, tak jak stałem. Najpierw byłem trzymany na Północnej, potem na Południowej. W sumie ponad pół roku. Wyrok zapadł 20 grudnia '82. Skazujący oczywiście. Kilka lat później Sąd Najwyższy nas uniewinnił.
• Nakaz pana aresztowania wystawił prokurator, który cieszy się dziś dużym uznaniem w środowisku prawniczym. Nie ma pan do niego żalu, tak po ludzku?
- Był młody, niedoświadczony. To była jego praca. Nie ma co tego roztrząsać. Niech historia to oceni.
• Weźmie pan udział w lubelskich obchodach 25-lecia stanu wojennego?
- Nikt z naszych władz "Solidarności” mnie nie zaprosił, ani teraz, ani na wcześniejsze rocznice. Ale pójdę do Centrum Kultury obejrzeć film Grzegorz Linkowskiego. To wszystko.