Skrzyżowanie, którego jeszcze nie ma, podzieliło mieszkańców Bazylianówki.
Batalia toczy się o długą, osiedlową uliczkę równoległą do al. Spółdzielczości Pracy i ul. Walecznych. Konflikt nabrzmiał, gdy radni uchwalili plan zagospodarowania tej części Lublina. Przewiduje on, że Bazylianówką (która przestanie być ślepą ulicą) będzie można dostać się od al. Andersa aż do przedłużenia ul. Związkowej. Przy okazji remontu al. Andersa powstałoby skrzyżowanie, łączące tę ulicę z Bazylianówką. Remont tuż-tuż, więc emocje sięgnęły zenitu.
Inwestycja pozwoli kierowcom jadącym z al. Andersa w kierunku Związkowej ominąć ruchliwą al. Spółdzielczości Pracy. - Ale wtedy Bazylianówka stanie się trzecią nitką tej dwupasmówki - mówi Zofia Kwiatkowska, mieszkanka ul. Kalinowej, stojąca na czele protestu. - Nasze domy będą narażone na silne drgania, a stropy pękają już teraz. Ulica budowana w czynie społecznym na kanale ciepłowniczym może się zwyczajnie zapaść - wylicza jednym tchem.
Podobny skrót omijający al. Spółdzielczości Pracy wiedzie teraz przez ul. Walecznych i Porzeczkową. Mieszkańcy tej ostatniej ulicy mają już dość intensywnego ruchu samochodów. I to ich skargami posiłkują się przeciwnicy nowego skrzyżowania.
Sprawa otarła się o Komisję Rozwoju w Radzie Miasta. Tam budowy drogi bronili tylko radni Platformy Obywatelskiej. - Plan został uchwalony, trzeba go egzekwować - mówi Dariusz Piątek, szef klubu PO.
Bo miejskie plany nie wzięły się znikąd. - Otwarcie tej ulicy to odpowiedź na wyraźny wniosek jej mieszkańców. A takich wniosków było około setki - mówi Elżbieta Mącik, główna miejska planistka.
Przeciwna inwestycji jest tamtejsza rada dzielnicy. Także Komisja Rozwoju jednym głosem uchwaliła prośbę do prezydenta, by rozważył wycofanie się z budowy. A to ostatnia chwila na decyzję: jeśli skrzyżowanie nie powstanie teraz, to nie będzie można go zbudować przez kolejne pięć lat od zakończenia remontu al. Andersa. Takie warunki stawia Unia Europejska, która dokłada pieniądze na roboty.
Odpowiedzialny za drogi Stanisław Fic, zastępca prezydenta unika deklaracji, bo sam mieszka w pobliżu. - Część ludzi powie, że zamykam sobie drogę. Część, że ją sobie otwieram - wyjaśnia. Choć przyznaje, że na długo zanim zasiadł w Ratuszu podpisał protest przeciw budowie skrzyżowania.